piątek, 24 marca 2017

Trudna miłość...

...dzisiaj nie będzie o pole dance, ale mojej trudnej miłości - czyli o kettlach. Kettle albo się kocha, albo nienawidzi. Ja i kocham i nienawidzę jednocześnie. KOCHAM za to co robią z moim ciałem, umysłem i NIENAWIDZĘ za to samo, jednocześnie. 

Kettle są magiczne, ale bardzo wymagające. Jeżeli oczekujesz super metamorfozy ciała w miesiąc, sorry zły adres. Oczywiście kettle wyrzeźbią figurę, ale u każdego inaczej i w innym tempie. Jeżeli chcesz zmienić i ciało i samoocenę, i masz trochę cierpliwości - to jest to. 
Dobra, tylko ja nie jestem specjalistą, który będzie wymądrzał się na temat wyższości jednego sportu nad drugim, jestem zwykłą dziewczyną (hehe raczej kobietką w średnim wieku, ale dziewczyną tak ładnie brzmi 😉 , która chce wam przedstawić swój, zupełnie NIEOBIEKTYWNY😇 punkt widzenia na temat tych czarnych kulek. 
Kettle nauczyły mnie pokory, bo oczywiście jestem w stanie chwycić duży ciężar i zaszpanować przed innymi Lejdis, ale potem to odchoruję podwójnie. Dzięki super instruktorkom (😍Kaja,Kasia,Angi), z którymi miałam i mam przyjemność ćwiczyć, codziennie odkrywam jak zmieniam się ja, moje spostrzeganie samej siebie i moja SIŁA. Kobieca SIŁA! I za to kocham kettle..

NIENAWIDZĘ - bo uzależniły mnie od siebie. Nie ważne czy mam super dzień, czy słabszy muszę przyjść. I dzięki wiedzy przekazanej, przez moje mentorki, nie martwię się tym, iż jednego dnia ósemka to mój maks, a innego pokonuje moje lęki, próbując coraz większe ciężary. I tu obalam mit (myślę, że nawet jako pączkowy laik, mogę się w tym wypowiedzieć) mimo większych ciężarów, ja sama zmniejszam się. Dobra nie oszukujmy się, nie stałam się nagle rozmiar 36 (bo do tego potrzebna jest dieta), ale powoli, powoli...Kettle to nie wesoła zumba, ale skupienie, spięcie i TECHNIKA, TECHNIKA I JESZCZE RAZ TECHNIKA(bez techniki, nawet milion swingów nie pomoże, a tylko można sobie zrobić krzywdę). Kettle zaczęłam 2 lata temu, i na każdych zajęciach poprawiam swoją technikę. Na początku nie robiłam przysiadów, bo ból kolan mi dokuczał. Myślałam, że to przez przysiady, obciążenie i takich tam milion wymówek. W moim przypadku, nic bardziej mylnego, po prostu nie robiłam przysiadów poprawnie TECHNICZNIE. Uwagi instruktora Angeli - PowerWorkout (chyba nie znam bardziej wymagającej technicznie instruktorki- PEŁEN SZACUN - i mogę jej tłumaczenia  słuchać milion razy, bo za każdym razem odkrywam coś nowego,zawsze coś poprawię)  nie dość, że pomogła mi zrobić poprawne przysiady z niemałymi (jak dla mnie oczywiście) kettlami, to po zajęciach nie czuję już bólu. Oczywiście przysiady nie są moją ulubioną formą ćwiczeń, ale jak to się mówi DUPA SAMA SIĘ NIE ZROBI 😂(a lato tuż, tuż)

Co kettle zrobiły ze mną? Chyba dużo, bo skoro moja przyjaciółka, która co najmniej od 15 lat nie ćwiczyła i nie miała takiej potrzeby (wg niej😉) od miesiąca ćwiczy razem ze mną.. 
JEST SIŁA!!! A SIŁA JEST KOBIETĄ 💪