....kurcze!!!!, wczoraj nie poszłam na streching/kettle (miałam do wyboru) i już po 15 minutach od rozpoczęcia zajęć (przyp. na które nie dotarłam) dopadły mnie takie małe paskudy (wyrzuty sumienia). Ale zwyczajnie nie miałam siły...wiem, niektórzy mogą odpowiedzieć - ty nie wiesz co to zmęczenie (w sumie mogłabym polemizować, ale dobra), wracając do wczoraj - miałam takie mega zakwasy (dzisiaj też są, ale już chodzę jak człowiek, a nie terminator w zbroi), że jak pomyślałam o jakimkolwiek zgięciu nóg, już mnie bolały. W sumie zakwasy dobrze byłoby rozćwiczyć (nie jestem specjalistką, tak sobie myślę), jednak zakwasy były tylko takim ostatnim sygnałem, że chyba jestem zmęczona. Generalnie mogę śmiało zmęczenie nazwać przesileniem letnio-wakacyjno-przedurlopowym, bo wiosnne, letnie, przed -letnie, po wiosenne, jesienne itp. oczywiście też przechodzę. Tak, poległam fizycznie i psychicznie. Zjadłam naleśniki z jabłkami polane sosem toffi, i wcale nie było mi lepiej.
A wracając do zakwasów - podeszłam zbyt ambitnie do tematu na treningu kettlowym - i przysiady robiłam z pełnym zaangażowanie - zapomniałam, że kolana już nie te, a uda też po takim wyzwaniu odezwą się (z każdej strony). Ale mogę być z siebie dumna - dałam od siebie 100%. Fajnie wychodzi się potem z takiego treningu. Gorzej następnego dnia.
Po serii niepowodzeń, załamań, prawie płaczu na rurce, znowu wróciłam na swoje tory, w końcu zrobiłam brass monkey (zdjęcie innym razem, bo jak mi się udało, to twarz raczej przypomniała czerwonego buraka, niż słodką małpkę na drzewie). Superman za to o krok dalej, ale jeszcze nie zaliczony. Przypominamy sobie figury z początku - czyli te które ja nawet nie spróbowałam, bo walczyłam, żeby w ogóle wskoczyć do góry na rurę (przyp. do crucifixa) . I w zależności od pogody, albo się odparzam, albo super się udaje.
Reasumując - potrzebuję wakacji, regeneracji, ale jednocześnie nie wyobrażam sobie tygodnia bez treningu pole. To już chyba choroba,
A to dzisiaj znalezione w sieci - jakby dla mnie po wczorajszej niemocy. I dla wszystkich moich rówieśników.
piątek, 31 lipca 2015
piątek, 10 lipca 2015
..i co ja robię tu.....?????
...kolejne urodziny minęły....były, przeszły bez echa...żeby nie popadać w melancholię uciekłam nad morze...może i morze pomogło...ale jakieś tam dołujące myśli przychodzą....no dobra dosyć o tym, bo nawet nie ma o czym pisać.
Wróćmy na rurkę, i....znowu połączenie grup (hmm, która to już moją -5???)...dziewczyny trenują 3 miesiące i wymiatają jak zaawansowane, a ja dalej męczę figury z początku... Z jednej strony jestem dumna, że próbuję, ale z drugiej strony to wieczne próbowanie bez spektakularnych (powiedziałabym nawet lepszych, bo marne są, tego nie mogę sobie odebrać) efektów, już mnie męczy. Chwalę się znajomym zdjęciami - tylko, że po ponad roku trenowania mam ich zaledwie kilka warte pokazania (dziewczyny po miesiącu mają co najmniej dwa razy więcej). I właśnie w takich momentach przychodzi chwila na refleksje - czy ja się nie ośmieszam? Generalnie mam w dupie, co o mnie inni myślą, ale zawsze jest jakieś ale.... Wymyśliłam sobie w ramach prezentu urodzinowego sesję zdjęciową - na rurce - ale po próbie Angie uchwycenia jakiejkolwiek godnego pokazania ujęcia w balerinie, uświadomiłam sobie, że moje wyobrażenie przerasta trochę realia. Cóż, jaka modelka takie zdjęcia...
Tylko, kurcze ja to lubię...może rozwiązaniem jest zakup rurki do domu....tylko ciekawe gdzie ją postawię....hehe
Na kettlach też łączenie grup, tylko tym razem my dołączamy do zaawansowanej...
Od poniedziałku mam tygodniowy urlop...mam nadzieję, że dam radę wytrzymać z ulubionym słowem moich dzieci: NUDZĘ SIĘ!!! I mam nadzieję, że następny post będzie bardziej optymistyczny, bo ten nawet dla mnie wieje nudą.....
Wróćmy na rurkę, i....znowu połączenie grup (hmm, która to już moją -5???)...dziewczyny trenują 3 miesiące i wymiatają jak zaawansowane, a ja dalej męczę figury z początku... Z jednej strony jestem dumna, że próbuję, ale z drugiej strony to wieczne próbowanie bez spektakularnych (powiedziałabym nawet lepszych, bo marne są, tego nie mogę sobie odebrać) efektów, już mnie męczy. Chwalę się znajomym zdjęciami - tylko, że po ponad roku trenowania mam ich zaledwie kilka warte pokazania (dziewczyny po miesiącu mają co najmniej dwa razy więcej). I właśnie w takich momentach przychodzi chwila na refleksje - czy ja się nie ośmieszam? Generalnie mam w dupie, co o mnie inni myślą, ale zawsze jest jakieś ale.... Wymyśliłam sobie w ramach prezentu urodzinowego sesję zdjęciową - na rurce - ale po próbie Angie uchwycenia jakiejkolwiek godnego pokazania ujęcia w balerinie, uświadomiłam sobie, że moje wyobrażenie przerasta trochę realia. Cóż, jaka modelka takie zdjęcia...
Tylko, kurcze ja to lubię...może rozwiązaniem jest zakup rurki do domu....tylko ciekawe gdzie ją postawię....hehe
Na kettlach też łączenie grup, tylko tym razem my dołączamy do zaawansowanej...
Od poniedziałku mam tygodniowy urlop...mam nadzieję, że dam radę wytrzymać z ulubionym słowem moich dzieci: NUDZĘ SIĘ!!! I mam nadzieję, że następny post będzie bardziej optymistyczny, bo ten nawet dla mnie wieje nudą.....
Subskrybuj:
Posty (Atom)