...kolejne urodziny minęły....były, przeszły bez echa...żeby nie popadać w melancholię uciekłam nad morze...może i morze pomogło...ale jakieś tam dołujące myśli przychodzą....no dobra dosyć o tym, bo nawet nie ma o czym pisać.
Wróćmy na rurkę, i....znowu połączenie grup (hmm, która to już moją -5???)...dziewczyny trenują 3 miesiące i wymiatają jak zaawansowane, a ja dalej męczę figury z początku... Z jednej strony jestem dumna, że próbuję, ale z drugiej strony to wieczne próbowanie bez spektakularnych (powiedziałabym nawet lepszych, bo marne są, tego nie mogę sobie odebrać) efektów, już mnie męczy. Chwalę się znajomym zdjęciami - tylko, że po ponad roku trenowania mam ich zaledwie kilka warte pokazania (dziewczyny po miesiącu mają co najmniej dwa razy więcej). I właśnie w takich momentach przychodzi chwila na refleksje - czy ja się nie ośmieszam? Generalnie mam w dupie, co o mnie inni myślą, ale zawsze jest jakieś ale.... Wymyśliłam sobie w ramach prezentu urodzinowego sesję zdjęciową - na rurce - ale po próbie Angie uchwycenia jakiejkolwiek godnego pokazania ujęcia w balerinie, uświadomiłam sobie, że moje wyobrażenie przerasta trochę realia. Cóż, jaka modelka takie zdjęcia...
Tylko, kurcze ja to lubię...może rozwiązaniem jest zakup rurki do domu....tylko ciekawe gdzie ją postawię....hehe
Na kettlach też łączenie grup, tylko tym razem my dołączamy do zaawansowanej...
Od poniedziałku mam tygodniowy urlop...mam nadzieję, że dam radę wytrzymać z ulubionym słowem moich dzieci: NUDZĘ SIĘ!!! I mam nadzieję, że następny post będzie bardziej optymistyczny, bo ten nawet dla mnie wieje nudą.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz