czwartek, 25 lutego 2016

Tydzień....

PONIEDZIAŁEK...
Leje, wieje, pogoda okropna. Najchętniej schowałabym się pod kocem. Ale muszę wyjść z domu. Trzeba pierworodnego zawieźć na trening, i czy chcę,  czy nie w drodze powrotnej mijam swój klub. Cóż, przecież nie zrezygnuję z treningu - bez względu jak będzie wyglądał. A niestety wiem jak będzie wyglądał. Jak ostatnio wszystkie mojego treningi rurkowe. Zaczyna się rozgrzewka, i już widzę, że nacisk idzie na rozgrzanie ramion, już wiem, że dobrze nie będzie. Ale czekam ....jak na wyrok, aby usłyszeć nazwę figury, którą będziemy męczyć (tzn. ja będę męczyć)...czekam i jeszcze tli się we mnie nadzieja, że albo będzie to coś co w miarę umiem, i będę mogła dalej dopracowywać, albo....BANG!!! Słyszę to... I znowu  coś co nie umiem, nie umiałam... Nie dlatego, że jest to jakaś mega trudna figura, ale... Połykam łzy, żeby nie rozkleić się przy licealistkach i studentkach, po raz setny zastanawiam się co ja tu robię. Prawie uciekam z treningu...Poprawiam koszulkę, prostuję się,wciągam brzuch i  próbuję... co prawda bezskutecznie ale próbuję-  godnie czekając na koniec treningu. Ale UWAGA!!!, jest nadzieją na cokolwiek udanego...stajemy na głowie. Przy rurze mi się to udaje i specjalnie jakościowo nie odstaję od reszty. Ufff. Mogę wypróbować siłę mięśni brzucha, które ćwiczę na kettlach. Dobra, nie było szału, ale chyba jeszcze się nie poddam. Jeszcze nie....


WTOREK...
Dzisiaj na szczęście już nie leje...Ogień w kominku przyjemnie mnie ogrzewa, a na dworze zimno, ciemno...prawie noc i jak tu wyjść. Ale i tak będę musiała odebrać pierworodnego z treningu, to zbieram się i lecę na swój. Dzisiaj Kaja obiecała brzuchy i takowe miejsca na naszym ciele katowaliśmy, a że w kettlach robiąc brzuchy skutkiem ,,ubocznym" są ćwiczone pośladki, to tylko trzeba się cieszyć. Wow, jest dobrze. Wszyscy robimy równo, nawet wzmacnianie mięśni brzucha wisząc na drążku nie są w moim wykonaniu takie ostatnie. Tak, jest lepiej. Trochę wysiadam przy tzw. biegu pod górkę, ale nie można mieć wszystkiego.
I znowu myślę, że skoro mam odrobinę silniejsze ręce, to dlaczego nie czuję tego...nie w super mega trudnych trikach (bo tam pomaga też się nogami) ...ale w zwykłych spinach, które na początku trwały u mnie 2 sec. i jest bez zmian. Nie wspomnę o spinach - combo...nadal w zakładce: - figury do zrobienia - termin bliżej nie określony. 


ŚRODA
Ranek ...mimo, że w poniedziałek trening był, jakby go nie było, to ramię, którym próbowałam chwycić się do baleriny - dzisiaj daje o sobie znać...Kurcze, dlaczego rura nie była popularna wcześniej, np. jak miałam 18 lat...
Od rana świeci słońce...pachnie wiosną...jadę na trening i jeszcze ostatnie promienie słoneczka przywracają mi pewność siebie...a co! Dzisiaj dam radę! Choćbym miała robić godzinę fireman-y... Miałam rację, dzisiaj dałam radę, co prawda figury były z działu tych podstawowych, ale co tam, przynajmniej dzisiaj nie podpierałam rury. Wszystkie pike, pike- łabędź, pike z nogami attitude i....przejście z kuleczki do supermana - no dobra nie udało mi się zakończenie supermenem, ale w sumie jest to do zrobienia...tak jak z brassmonky, nie mogłam długo zrobić, w końcu udało się z crucyfixa, to dlaczego ten cholerny superman ma mi się w końcu nie udać. I na końcu stanie na rękach - czyli mój klasyczny lajkonik - ale to nie ręce, to moja głowa (a w sensie jej wyobrażenie co się stanie, jak się nie stanie) nie pozwala mi pójść dalej. Uff, potem stanie na rękach przy ścianie - jest...w końcu krok do przodu (wiem, dzieci w przedszkolu to robią) ale dla mnie to mini sukces. Jeszcze oczywiście dużo pracy, aby wyglądało to ładnie, zgrabnie i lekko i co najważniejsze było powtarzalne!!! Dzięki Asiu, tego potrzebowałam....

CZWARTEK

Dzisiaj też świeci słońce...to i humor lepszy. Ale to jest czwarty dzień treningu, i już zaczynam odczuwać zmęczenie. (wiem, są tacy co mają treningi parę godzin dziennie - ale zazwyczaj to ich praca - bo o wieku nie będę wspomniała ;-)).  Jeszcze jesienią w czwartki zaczynałam godziną stretchingu a potem kettle, a teraz jakby mi ktoś baterie wymienił na gorsze, a poza tym z domu by mnie wyrzucili.(nie ma mamy, nie ma jedzenia, lekcje zrobione byle jak itp.) Czwartek to  ten dzień, kiedy nikogo nigdzie nie wożę, tylko ja jadę. Dlatego jest mi czasem trudno wybrać ze ciepłego domu, prawie w nocy, i tak właśnie dzisiaj jest - słońce sobie poszło, zrobiło się zimno, śnieg nawet pada...buuu. A w domu tak przyjemnie....dobra, skończyło się, wróciły dzieci i zaczęli się kłócić - uciekam.... Zaczyna się rozgrzewka, czuję kark i plecy po wczorajszym jednym udanym staniu na głowie i kilkunastu nieudanych, a dodatkowo jak to ja, jak z gracją łupnęłam stopą i prawym kolankiem o podłogę, to dzisiaj boli mnie....lewe - takie to cuda się dzieją na sali ;-) Ale wracając do treningu, rozgrzewka....mhhhh, dalej rozgrzewka........kurcze ja już nie mogę (rozglądam się po sali - reszta też wygląda podobnie)....a tu dalej rozgrzewka?!!!! Już umieramy, kiedy możemy w końcu podejść do kettli - kurcze ale dzisiaj te ósemki są ciężkie...a może wzięłam szesnastki, sprawdzam..., nie to jakieś ,,ciężkie ósemki". Po dzisiejszej ,,rozgrzewce" to żółte pokemony pewnie byłyby ciężkie....Ale Kaja nie odpuszcza, 3, 5, 7 - 7, 5, 3, i 10, a co ma być za łatwo....Na twarzach współtowarzyszek widzę kotłujące się myśli ,,qu...wa, po co dzisiaj przyszłam" ... Dobra, tak jak dzisiejsza wizyta u dentysty, kiedyś musi się skończyć - i wtedy wstaję i dumnie (choć szurając nogami) opuszczam salę...To był dobry trening...Pstryk, ciemność...

Szkoda, że stretchingi nie są w piątki. Byłoby idealne zakończenie tygodnia...


1 komentarz: