wtorek, 23 maja 2017

Jeden krok w tył, dwa w przód...

Czasem trzeba zrobić krok do tyłu, żeby móc pójść w przód...

Tak! Ponownie zmieniłam grupę, długo  myślałam, co zrobić. Moje rurkowe treningi wyglądały tak, że 80% czasu stałam i patrzyłam jak inne walczą, a resztę próbowałam, jeżeli w ogóle byłam w stanie coś spróbować...
Grupa się kurczyła i tak naprawdę to sytuacja wymusiła na mnie zmianę...przeniosłam się do grupy początkującej i  znowu uwielbiam treningi,...znowu wychodzę z nich zmęczona, posiniaczona, ale szczęśliwa...Spiny, pierwsze figury, które jak zaczynałam były w sferze marzeń, teraz mogę zrobić, udokumentować, poćwiczyć różne zejścia (a nie jak do tej pory dźwiękowy ślizg 😂).
Nie, nie myślcie, że teraz na grupie cwaniakuję, albo jestem najlepsza, nic z tych rzeczy...przecież figury, które dziewczyny się uczą dla mnie też są nowe...w praktyce (teorię to mam w jednym paluszku, ehhh). Nie chciałam kończyć przygody z rurką, ale powoli traciłam motywację, to było dla mnie strzałem w 10. Do mojej grupy doszły jeszcze dwie ,,weteranki" i dalej sobie we własnym tempie, nie goniąc nikogo, walczymy, dobrze się bawimy...No dobra, supermena dalej nie zrobiłam i chyba jestem jedyną na świecie osobą, która po takim czasie przygody z pole dance nadal nie robi supermena😭 Ale nie można mieć wszystkiego, w końcu Batmana umiem zrobić 😉 (a to też bohater!). 

Wrócę też do majówki, która pogodowo przypominała długi weekend listopadowy, ale dla mnie była to najlepsza majówka, kiedy zupełnie miałam gdzieś jaka jest pogoda. Nasz klub przygotował mega warsztaty. Acro, modern, i exotic. Ostrożnie zapisałam się na acro i modern, zakładając z góry, że z exotic i kocimi ruchami mam tyle wspólnego co piernik z wiatrakiem. Ale jak wspomniałam wcześniej, pogoda nas nie rozpieszczała, więc kiedy moja cierpliwość aby nie zrobić krzywdy moim dwóm ,,uroczym" synom, i nie rozwrzeszczeć się na całą okolicę, na kolejne wezwanie ,,mamoooo, a on....." wyszłam wcześniej do klubu (pomyślałam - cisza, kanapa, popatrzę jak to wygląda z tym exotic) Na miejscu okazało się, że jest jeszcze miejsce, i już po chwili, tarzałam się po ziemi, próbowałam z gracją wstać i jeszcze z lekkością machnąć biodrami. Szacun, Asia odczarowała dla mnie exotic. Było zmysłowo, seksownie (dobra pewnie nie w moim wykonaniu...ale niech sobie tak myślę)  i...męcząco. (exotic jest wymagający bardziej niż nam to się wydaje. ) Zostałam zaczarowana tak, że od razu zapisałam się na kolejny dzień, aby utrwalić układ. (dzisiaj może już całego układu nie pamiętam, ale w głowie zostały mi ładne przejścia, wstawanie..). 
Kolejne warsztaty to acro - druga Asia zawsze pomocna (jak na załączonym obrazku) robi z nami figury, które wyglądają na niewykonalne. Mój pierwszy ,,drop" w życiu zakończył się mega krwiakiem na ręce (tak to jest jak się do końca nie słucha instruktora), ale mimo, że wykonanie przeze mnie było w ,,slow motion - to wyszłam taka dumna, jakbym zrobiła drop  z najwyższej rury jaka jest - z szybkością światła😂😂😂.  I ostatnie warsztaty Modern z Martą. Cud, miód i lekkość Marty. Tak mnie poniosło, że nawet odważyłam się nagrać nauczony układ...(ok, nikomu nie pokazałam, ale mam...💃)
To były super trzy dni spędzone po parę godzin w klubie. Sprawiły, że  wychodziłam zmęczona, ale naładowana super pozytywną energią, gotowa na kolejne wezwania ,,mamooooo....a on.....!!!)
CHCĘ WIĘCEJ!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz