wtorek, 22 sierpnia 2017

lato, lato i po lecie...

Miałam tyle pomysłów, aby napisać post, ale jakoś się nie złożyło. W ciągu tych dwóch miesięcy wakacyjnych działo się i nie działo się... Tak jak sobie obiecałam, w wakacje mogłam w końcu uczestniczyć w zajęciach strechingowo-jogo-wych (ja to tak nazywam) z moją ulubioną Joginką Zuzką 😍. Zrobiłam progres w staniu na głowie, no dobra nie szalejmy...jeszcze nie stoję bez ściany, ale postawę wyjściową już mam prostą i jedną nogę prostuję (jak na ćwiczenie tego raz na jakiś czas, jest dobrze). Żałuję bardzo, że wakacje już zbliżają się do końca i nie będę mogła  regularnie uczestniczyć w zajęciach.

Idąc dalej odważyłam się wziąć udział w  Warsztatach z Kamą Nienałtowską 15.07.2017!  
Było mega trudno DLA MNIE oczywiście. Już na rozgrzewce umierałam, nie wspomnę o kolejnych chwilach. Dziewczyny były bardziej rozciągnięte, więc jakoś im szło, jednak ja przedstawiałam obraz nędzy i rozpaczy, a moją mina przedstawiała pytanie I CO JA ROBIĘ TU!?!???... Przeżyłam, nawet wyszłam zadowolona, wyniosłam z tego bardzo dużo i jedyne czego żałuję, to moich marnych notatek. Na dzień dzisiejszy niewiele pamiętam, a było sporo ćwiczeń, które mogłabym próbować w domu, jednocześnie nie robiąc sobie krzywdy. Czy poszłabym drugi raz...tak. Z każdych warsztatów coś się dla siebie wynosi. Np. ciastka...(żart) Oj, jeszcze zawsze dostaje się dyplom uczestnictwa. 😉Tak na serio, to od nas zależy jak do tego podejdziemy, trzeba znać swoje ograniczenia, ale nie ograniczać się. Czyli nie spodziewałam się po sobie szpagatu, ale miło zaskoczyłam się, że nie jest tak daleko...



Co było dalej...hmmmm, wakacje, urlop...i jak to bywa dodatkowe kg..a cóż zrobić...jakoś trzeba z tym żyć😏
Po urlopie CIĘŻKI (dokładnie w tego słowa znaczeniu) powrót, nie odważyłam się zacząć od rurki, poszłam więc wypocić trochę wody (marząc, że to tłuszcz) u Olgi, która miała serce i nie dobiła mnie na pierwszym treningu. A potem już z górki..a raczej z rurki. Bo upały (tak jakoś tak się zdarzało, że w czasie zajęć zawsze było duszno i dopiero po burza), więc rączki ślizgały się niemiłosiernie. Coś tam próbowałam robić, w czasie kiedy dziewczyny powtarzały i dalej powtarzają do egzaminy.
Nie jest łatwo, znowu mam chwile zwątpienia.
Za dwa tygodnie wrzesień, pewnie coś się zmieni w logistyce popołudniowej naszej rodziny, gdzie wyląduję, co będzie dalej nie wiem....Póki co jak już rok temu pisałam, życie zaczyna się po czterdziestce, i teraz już nic nie muszę, teraz wszystko mogę...to czas pokaże co mogę i do czego jestem jeszcze zdolna...może w końcu aisha.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz