Tak, tak minęło to tak szybko. Jeszcze rok temu pełna obaw rozpoczęłam przygodę z pole dance. Nikomu nic nie mówiąc, stawiałam, a raczej przyklejałam do rurki pierwsze ,,kroki". Czasem było śmiesznie, czasem żałośnie, ale dałam radę....Po drodze spotkałam sporo całkiem fajnych i sympatycznych młodych (i nie tylko) ludzi. Zmieniłam grupę ze trzy razy, tzn. tak po prostu na drodze naturalnej selekcji się działo, że grupa wchłaniały kolejne. Od jesieni jesteśmy grupą w składzie - bez zmian i nadal czasem brakuje rurek, co w innych grupach już się nie zdarza :-)
Co mi dał rok pole dance??? - bardzo bardzo dużo - przede wszystkim - to co jeszcze rok temu było niemożliwe - staje się powoli możliwe. Robię figury, o których nawet nie marzyłam na początku, mam silniejsze ramiona (w challengu - zrobiłam idealne piękne 10 męskich pompek - nawet instruktorka była pod wrażeniem, a co... wiem, dla niektórych może to nic, ale dla mnie mega wyczyn) . Jestem dużo bardziej rozciągnięta (no dobra, do szpagatu jeszcze mi duuużo brakuje, ale przecież nie jestem przed 80-tką, ale przed 40-stką, więc jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa) , Dodatkowo przeprosiłam zajęcia dodatkowe ze strechingu i próbuję coś w tym kierunku zrobić. Nabrałam świadomości własnego ciała i ciągłe stawianie sobie nowych wyzwań.
A,.. i bez zmian tworze nowe nazwy do figur, albo przerabiam figury (hehehe). A...i jak ktoś pyta, czy można wejść do figur z ziemi....zawsze można...sprawdziłam :-)
Teraz powoli przymierzam się do kupienia specjalnych baletek i urealnienia mojego urodzinowego prezentu - czyli sesji zdjęciowej w naszym klubie.
Dobra tyle podsumowań, a teraz bieżące informacje - robiłyśmy ,,rybki" - z anckle hook - ciach pach zrobiłam...hmmmm...coś za łatwo...oczywiście standardowo odkleiłam nie tą nogę - figurę ochrzciłam ,,śnięta ryba" a co.,,,,,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz