piątek, 31 października 2014

chyba porwałam się z motyką na słońce...

...a dokładnie z moimi umiejętnościami na egzamin. Lista figur - imponująca - możliwość błędu na 3 działy - 3 koła ratunkowe - czyli ok. 90% powinnam umieć - a ja, no cóż, raczej nie należę do tych ,,latających bez problemu''  na rurze. Obecnie jestem na etapie - trochę bardziej wygiętego i bardziej flexi - koali, czyli jak można zauważyć - ciągle!!! - MISIA, a umiejętności na poziomie 10-15%.   Moje mocne postanowienia zrzucenia trochę ciała ma się nijak do mojego wkładu pracy - który wynosi ciągle 1% - czyli nie nabieram, (no co, to zawsze coś, heheh). Jestem taką osóbką, która nie przejdzie obojętnie obok niektórych słodyczy - dobrze, że w domu mam dwa małe trutnie, które dość szybko opróżniają zapasy - więc dla mnie nie zostaje wiele - (na szczęście) - bo inaczej nie wiem co by było....Czyli po prostu, nie zaparłam się wystarczająco i tyle, nie ma co tłumaczyć.Wracając do egzaminu, dzisiaj kolejny piątek, czyli dodatkowe zajęcia dla przygotowujących się do egzaminu - pewnie, że idę, zawsze to kolejna dawka ruchu. Nawet, jeżeli potem i tak zostanę w grupie wiecznie średnio-zaawansowanej, doprowadzę do perfekcji podstawy. :-)
Od czego jest moja ambicja, skoro instruktorka we mnie wierzy, to dlaczego ja nie miałabym. Wydrukowałam sobie listę figur do egzaminu (a co, ha), odhaczyłam to co umiem (za dużo tego nie było, więc poszło szybko) a do reszty nazw rysuję pamperki patyczki, żeby chociaż kojarzyć figurę z jej nazwą. I byle do  przodu. Plan na dzisiaj - Jamilla The Barbed Wire Strength Chwyt rąk nazywa się szpagatowy, cały ciężar generalnie trzyma się na jednej ręce - i wszystkie figury z takim chwytem są dla mnie wyzwaniem. Obiecałam sobie, że wzmocnie ręce, ale jakoś w domu mi kompletnie to nie wychodzi....

piątek, 24 października 2014

no i stało się....



....termin egzaminu został wyznaczony na środek grudnia. Cóż mam w tym temacie powiedzieć, poza tym, że generalnie zasada jest prosta - do egzaminu zawsze się podchodzi, co najwyżej będzie sesja poprawkowa. Moja instruktorka chyba bardziej wierzy we mnie, niż ja sama. W piątki jest open gym, czyli możemy przyjść i ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Dzisiaj piątek - 17.00 - ruro bój się!!! Idę na podbój (mam nadzieję, że nie zabój) figur pole-dance-owych. Ostatnio nie bardzo mi szło, balerina w wersji ostatecznej na chwilę obecną jest nie do osiągnięcia - kurcze mam chwycić lewą ręką prawą nogę wisząc na rurze - ja nawet stojąc na ziemi tego nie zrobię - więc w tym wypadku będę na pewno potrzebować koła ratunkowego. Nie, nie - nie oszukuję się, że tylko to jest przeszkodą - tych przeszkód w moim wydaniu jest znacznie więcej.  Zobaczymy jak dzisiaj będzie, kiedy będę panią samej siebie, a do tego będę miała do pomocy dwie!!! instruktorki. Wierzę że mi się uda, że moje marzenia się spełnią.
I hasło na te brzydkie pochmurne jesienne dni:
 NIE ZAPOMINAJMY MARZYĆ!!!

wtorek, 21 października 2014

Dla każdego coś miłego, czyli babski wyjazd w góry

W ten weekend jak co roku wybrałyśmy się w góry. Byłam w szoku, kiedy zebrało się nas aż 10!!! Docelowo, wyjechałyśmy w 8, ale to i tak sukces, gdyż pierwszy wyjazd odbył się w 3 osoby.  Umówiony wyjazd był na sobotę 6 rano, ale to by było za piękne...i oczywiście był poślizg 20 minutowy, drugi kierowca się nie wyrobił. Szklarska powitała nas o 9.00 rano pięknym słońcem i tak miałyśmy do końca naszego pobytu, czyli do niedzieli. Szrenica zdobyta, z procentowymi wspomagaczami w butelkach po play-ach ;-) i super pysznym grzańcem na Hali Szrenickiej. Wieczorem w sali kominkowej babskie ploty do północy przy winach, chipsach (wow!) i orzeszkach. Ale w doborowym towarzystwie niczego innego nie potrzeba. Szybko czas minął, nawet z domów nie było telefonów (już zaczęłam się martwić, że nie tęsknią - ale jak przyjechałam to dzieci się przykleiły do mnie, jakby mnie tydzień nie było...) Następny...już za rok. Aha, nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy w drodze powrotnej nie pobłądziły - skoro można wracać z Karpacz autostradą - co zrobiłyśmy3 lata temu, to czemu nie zwiedzić okolic Bolesławca (po zjechaniu nie tym zjazdem co trzeba z ronda). Nawigacje są genialne, hehehe. 

piątek, 10 października 2014

jak chemii nie było to już nie będzie....

...a dokładnie między mną a jedną z dziewczyn z treningu. W sumie trochę rozumiem ją, bo jak mi ktoś nie podejdzie, to choćbym się mega bardzo starała, to zawsze jakoś ta niechęć prześliźnie się między wierszami. Zwyczajnie działam jej na nerwy, dokładnie nie wiem w jakim sensie, ale tak jest i luzik....po prostu zajmę się sobą, a nie będę na siłę próbowała prowadzić jakiś dialogów...za duża jestem na to, żeby się przejmować (chociaż skoro o tym napisałam, to trochę mnie to ruszyło, bee nie lubię być słaba, a tu objawiła mi się moja słabość). Dobra dosyć o takich tam pierdołach.

Wracając do treningów - UWAGA - MAM NOWE WYZWANIE - SIODŁO - inaczej Chopper
na razie jestem na etapie ,,0", bo sumie pomyślałam, że tak naprawdę w tej figurze nie ma etapów, po prostu trzeba podrzucić tyłek do góry i przerzucić nogi za głowę (i przy okazji nie udusić się własnymi piersiami). No dobra to zostałam na poziomie próby zarzucenia mojego szanownego tyłka do góry - z tym przerzuceniem nóg będzie gorzej, bo jednak dupę mam zdecydowanie cięższą od głowy...a to jeszcze nie koniec - ostateczną formą do zaliczenia jest figura bez rąk The Hercules (No Handed Chopper) Hercules (No Handed Chopper). A podsłuchałam, że egzamin dla nas szykuje się na listopad. Kurcze, znowu będę musiała zmienić grupę.....

wtorek, 7 października 2014

pidżama rura party

Z soboty na niedzielę 4/5.10 odbyły się 1 urodziny mojego klubu, a co za tym idzie było pidżama rura party!!! Zebrało się nas chyba 18 lasek - średnia wieku 22-32 i ja.....wyrzucam się poza nawias, żeby nie zawyżać średniej. Było super przyjemnie, był trening, były warsztaty light - tzn na zakręconej rurce - triki - jak ładnie przejście z gracją i seksapilem....(bo we mnie jest seks..., hehehe, chyba obok mnie) Tak czy siak, nawet mi wyszło, potem oczywiście był kolejny trik i już odpuściłam...piłyśmy kolorowe i słodkie (ale oczywiście z mocą) shot-y . I zaczęło się...sesja zdjęciowa wg własnej stylizacji - ja - stylizacja żadna - bo nie zrozumiałam po co mam przynieść jakieś dziwne rzeczy na przebranie - no to się dowiedziałam - jako jedyna mam (chyba mam) sesję zdjęciową w ubranku treningowym - i nie byłoby w tym nic złego  - gdybym w nim chociaż trochę lepiej wyglądała...Nie widziałam jeszcze efektów mojej sesji (byłam spięta, jakbym połknęła kołek  - do Top Model się nie nadaję) - zachowawczo zrobiłam sobie zdjęcia u dwóch fotografek - zobaczymy co dziewczyny wyłuskają z tego. No ale nie czas na użalanie się nad sobą, zdjęcia są zawsze bodźcem do kolejnej zmiany w odżywaniu - bo już miałam zastój - odrzuciłam słodycze - uwierzcie mi, to dopiero 4 dzień - jest mega ciężko (nigdy nie paliłam - ale myślę, że detoks jest podobny). Na drugie urodziny klubu będę lepiej przygotowana. Wracając do party - były jeszcze tańce, szaleństwa na rurkach, i seans filmowy. Fajnie, czekamy na kolejne.....

Bilans po imprezie - zbite, obolałe z filetowym siniakiem kolano (najlepsze, że zrobiłam sobie takie ała jeszcze przed shotami); zakwasy wszędzie - dosłownie, i mega niedospanie. Ale dzisiaj już ok. Odespałam.