niedziela, 16 listopada 2014
ani tak, ani siak....
miał być fun, a zrobiło się niemiło. Termin egzaminu się zbliża, umiejętności wcale się nie poprawiają. Miałam się dobrze bawić, a zaczęłam się spinać. Kurczę, muszę sobie jakoś w łepetynę wbić, że ja w tym wyścigu nie biorę udziału. Nie te lata, nie te umiejętności...relaks (adin, dwa, tri....). Bolą mnie ręce, mam mega siniaka na udzie i chyba załapałam kolejne zgodnie z porą roku - tym razem przesilenie jesienne, a raczej przedzimowe??? Kto to wie.... tak czy siak jestem zmęczona. Nie poddaję się, bo nie o to chodzi, ale przecież nikt nie lubi być na końcu. Na razie wykorzystuję piątki - jako dodatkowy czas na próby tego co chciałabym zrobić - czyli najbardziej spektakularne - inverty. A co! Tu odzywa się moja babska próżność - chcę pokazać jak super to wygląda - i poczuć uznanie. Bo jak na razie dostaję od mego męża ,,złote rady" - lepiej przerzuć się na szachy, a może lepiej basen itp. itd. Jak on po meczu albo po treningu nie może wstać, to mu nie karzę przerzucić się na szachy....no dobra, czasem rzucę jakimś tekstem....ale zawsze wspieram. Jutro znowu poniedziałek, kolejny trening, nowe wyzwania....Go fot it!!!!Yeahhhh!!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz