środa, 17 kwietnia 2019

I'm back!

Tak, w końcu po prawie roku przerwy wróciłam na rurę...
I cóż się wydarzyło? Jak byłam beznadziejna tak dalej jestem 😂😂😂.
Dlaczego się zdecydowałam? Moja instruktorka  tworzy nowy układ taneczny i koniecznie muszę w tym wziąć udział. Ale od początku...

Kettle dalej są ważne, nie zostawię ich. Jak mam słaby dzień to nie obrażają się, że zamiast większego wezmę mniejszy ciężar. Jak są sztangi, to cierpliwie czekają...
Kettle rozumieją 😉

Rura jest bezwzględna...
jednego dnia jest przyjaciółką, która pomaga Ci przezwyciężyć swoje słabości, a innego gryzie, szczypie i obnaża wszystkie niedoskonałości. Ale uzależnia!!!
I dlatego po przerwie nie mogłam się oprzeć. Znowu przepadłam. Fakt, że grupa jest na tyle zróżnicowana,  nawet jak nie ogarnę czegoś, mogę sobie próbować łatwiejszą wersję, lub zupełnie swoją interpretację.

Oczywiście po rozgrzewce umierałam, a dzisiaj moje barki i ramiona ,,krzyczą" przy każdym gwałtowniejszym ruchu, ale było warto. Nie, nie osiągnłam jakiegoś mega poziomu, nie zrobiłam figury godnej uwiecznienia w telefonie, ale wykorzystałam siłę wyćwiczoną na kettlach.

Co będzie dalej, zobaczymy...na ile moje ciało pozwoli się martretować, w końcu nie jest najmłodsze 😊😉

piątek, 21 grudnia 2018

trochę czasu minęło...

Nie było mnie trochę tu... bo w sumie od września nie trenuję...tzn. zostałam na kettlach, ale rura czeka, chyba czeka na mnie. Przerwałam, trochę ze względów prywatnych (dzieci trzeba było bardziej ogarnąć) i trochę też dlatego, że moja frustracja osiągnęła zenitu. Stwierdziłam, że potrzebuję przerwy. I tak pyknęło pół roku. Jest już zima, a ja zaczynam tęsknić. Już zapisałam się na warsztaty poświąteczne, a potem są ferie, więc będę miała więcej czasu, to może....Supermena już odpuściłam totalnie, ale po treningach kettlowych czuję się silniejsza, więc  może w końcu aischa.
Tymczasem  
Wesołych Świąt i samych sukcesów pole-dance-owych oraz rekordów kettlowych  w Nowym Roku 
- życzę Wam i Sobie. 

wtorek, 19 czerwca 2018

upss...już lato...

Na początku jak  zaczynałam swoją przygodę z rurką pisałam prawie po każdych zajęciach. Teraz cóż, tak na prawdę nie mam o czym pisać. Czy robię jakieś postępy, nowości?? Czasem się uda, czasem stara figura staje się nową, a czasem nieosiągalną. Ale nie przestaję, jestem NIENORMALNIE uzależniona.

Dlaczego NIENORMALNIE?
Dalej słabo mi idzie, mimo, żezaczęłam 4 lata temu, a jestem ciągle na poziomie początkującej. I co z tym zrobić? Nic, dalej przychodzę, czyszczę rurę i próbuję...są dni mega słabe i są dni trochę lepsze. Dzięki kettlom jestem silniejsza, ale nie umiem tej siły wykorzystać na rurce. Ot ironia... Superman dalej nie zaliczony i mam go gdzieś!!😈

Przez dwa miesiące wiosenne  ćwiczyłyśmy układ choreograficzny , i wyszedł nam super. Jestem mega dumna z siebie, że ogarnęłam i nie ruszałam się jak słoń w składzie porcelany, oraz moich koleżanek i  instruktorki Marty za cierpliwość i wyrozumiałość. 💓
Zapraszam do oglądania: https://www.youtube.com/watch?v=ke_ihQZkddM
Na razie to tyle.

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Nowy rok, stara JA

tak pięknie uwieczniła mnie
 na zdjęciu: Angela
namalowała: MartaMikodaArt
ps. obie moje śliczne i zdolne instruktorki
I znowu nowy rok, ale STARA JA. I w sensie lat (bo coraz częściej ,,koleżanki" z rurki mogłyby być moimi córkami), ale bardziej w sensie, iż nie składam żadnych deklaracji, ani przed sobą, ani przed kimkolwiek innym. Tak oczywiście, że chciałabym być zdrowsza, szczuplejsza itp. ale tego nie chcę tylko na początku każdego nowego roku, ale każdego dnia. I czasem przybliżam się, a czasem oddalam od celu bez względu na to jaka to pora roku. Ale do rzeczy, co tam na rurce się dzieje. Nadal nie robię superman-a - czyli mogłabym śmiało założyć się, że jestem jedyną osobą NA ŚWIECIE, trenująca hobbystycznie pole dance, która po takim czasie nadal nie umie wykonać figury SUPERMAN-a!!! No ale cóż, przecież nie zamierzam się z tego powodu pociąć. Jest tyle fajnych innych figur, że mogę spokojnie niektóre odpuścić😏 Dopóki mi to sprawia przyjemność, nie zamierzam odpuszczać. Czasem tylko zastanawiam się, jak to wyglądaz boku, jak taki pączek, nie całkiem zresztą młody, jęczy, cieszy się jak dziecko z małych sukcesików na rurce-  w oczach młodzieży. No ale niestety nie ma grupy dla 40+ , więc muszą jakoś to przeżyć. Bo ja już młodsza nie będę, więc biorę teraz z życia ile się da. KROPKA.

piątek, 20 października 2017

Jesień za oknem, po raz kolejny zmiany...
Ale nie tylko zmiany grupy,  ale zmiany nastawienia do siebie, do treningów, do moich wyników. 
Po nadejściu nowego roku szkolnego, a co za tym idzie nowych planów treningów moich dzieci, zmuszona byłam również do zmian w moim grafiku. Wróciłam na jedne zajęcia do mojej starej grupy zaawansowanej, i dołączyłam do innej średnio-zaawansowanej  (chyba tylko stażem, bo wymiatają po mistrzowsku). Wróciłam, co nie znaczy, że wyrównałam poziom do moich koleżanek. Nic bardziej mylnego, ale też nie o to mi chodzi. Chodzi mi o to, żeby przynosiło mi to satysfakcję, przyjemność, radość. Bo na zawody i pokazy się nie wybieram. Jestem silniejsza, to na pewno. (Dzięki treningom z kettlami - polecam wszystkim!!!) Mobilność moich barków, oraz wygięcie w plecach z zerowego przesunęłam o jeden poziom - są to milimetry, ale dla mnie krok milowy. (dzięki Zuza💓). Z każdych zajęć wychodzę z kolejnym moim małym osiągnięciem, progresem. To jest w końcu!!! podwieszanie na jednej ręce, a to lepiej przyklejone plecy i łokieć przy poisonie. Wiem, że zrobiłam 50% tego, co dziewczyny na treningu, ale dla mnie na teraz jest to 100%.
Celem jest ciągle AISHA. I wiem, że jestem coraz bliżej, moje ,,D" może nie jest idealne, ale już silne, powtarzalne....
Więc się nigdzie nie wybieram, chociaż czasem miałam chwile zawahania, czy to już koniec, czy powinnam podziękować. I potem przychodzi otrzeźwienie, czasem z głębi samej siebie, a czasem od instruktorek. Przecież ja przed nikim nie muszę się popisywać, tłumaczyć. Tak długo jak będzie mi to sprawiać przyjemność i zdrowie pozwoli - tak długo będę się bawić. (Za kasę, którą zostawiłam w klubie  kupiłabym już własną rurę, ale po pierwsze nie mam gdzie ją zamontować, a po drugie ile ludzi kupiło sobie rower stacjonarny i suszy na nim ręczniki 😉)
Za tydzień już 4 rura party - czyli urodziny Klubu - 
tym razem poza klubem. 
Do zobaczenia. 

wtorek, 22 sierpnia 2017

Pączek Na Rurze: lato, lato i po lecie...

Pączek Na Rurze: lato, lato i po lecie...: Miałam tyle pomysłów, aby napisać post, ale jakoś się nie złożyło. W ciągu tych dwóch miesięcy wakacyjnych działo się i nie działo się... ...

lato, lato i po lecie...

Miałam tyle pomysłów, aby napisać post, ale jakoś się nie złożyło. W ciągu tych dwóch miesięcy wakacyjnych działo się i nie działo się... Tak jak sobie obiecałam, w wakacje mogłam w końcu uczestniczyć w zajęciach strechingowo-jogo-wych (ja to tak nazywam) z moją ulubioną Joginką Zuzką 😍. Zrobiłam progres w staniu na głowie, no dobra nie szalejmy...jeszcze nie stoję bez ściany, ale postawę wyjściową już mam prostą i jedną nogę prostuję (jak na ćwiczenie tego raz na jakiś czas, jest dobrze). Żałuję bardzo, że wakacje już zbliżają się do końca i nie będę mogła  regularnie uczestniczyć w zajęciach.

Idąc dalej odważyłam się wziąć udział w  Warsztatach z Kamą Nienałtowską 15.07.2017!  
Było mega trudno DLA MNIE oczywiście. Już na rozgrzewce umierałam, nie wspomnę o kolejnych chwilach. Dziewczyny były bardziej rozciągnięte, więc jakoś im szło, jednak ja przedstawiałam obraz nędzy i rozpaczy, a moją mina przedstawiała pytanie I CO JA ROBIĘ TU!?!???... Przeżyłam, nawet wyszłam zadowolona, wyniosłam z tego bardzo dużo i jedyne czego żałuję, to moich marnych notatek. Na dzień dzisiejszy niewiele pamiętam, a było sporo ćwiczeń, które mogłabym próbować w domu, jednocześnie nie robiąc sobie krzywdy. Czy poszłabym drugi raz...tak. Z każdych warsztatów coś się dla siebie wynosi. Np. ciastka...(żart) Oj, jeszcze zawsze dostaje się dyplom uczestnictwa. 😉Tak na serio, to od nas zależy jak do tego podejdziemy, trzeba znać swoje ograniczenia, ale nie ograniczać się. Czyli nie spodziewałam się po sobie szpagatu, ale miło zaskoczyłam się, że nie jest tak daleko...



Co było dalej...hmmmm, wakacje, urlop...i jak to bywa dodatkowe kg..a cóż zrobić...jakoś trzeba z tym żyć😏
Po urlopie CIĘŻKI (dokładnie w tego słowa znaczeniu) powrót, nie odważyłam się zacząć od rurki, poszłam więc wypocić trochę wody (marząc, że to tłuszcz) u Olgi, która miała serce i nie dobiła mnie na pierwszym treningu. A potem już z górki..a raczej z rurki. Bo upały (tak jakoś tak się zdarzało, że w czasie zajęć zawsze było duszno i dopiero po burza), więc rączki ślizgały się niemiłosiernie. Coś tam próbowałam robić, w czasie kiedy dziewczyny powtarzały i dalej powtarzają do egzaminy.
Nie jest łatwo, znowu mam chwile zwątpienia.
Za dwa tygodnie wrzesień, pewnie coś się zmieni w logistyce popołudniowej naszej rodziny, gdzie wyląduję, co będzie dalej nie wiem....Póki co jak już rok temu pisałam, życie zaczyna się po czterdziestce, i teraz już nic nie muszę, teraz wszystko mogę...to czas pokaże co mogę i do czego jestem jeszcze zdolna...może w końcu aisha.....