I co z tego. Postępy minimalne. Ale z przekory (kurcze, nie wiedziałam, że potrafię być taka zacięta) ponieważ kompletnie mi nie idzie, będę próbowała, aż zawisnę głową w dół Mam nadzieję, że do tego czasu nie zamkną klubu, bo może to potrwać.
Generalnie sukcesywnie postępy mam, ale w nabieraniu kolorów na nogach - fioletowych, żółtych i takich tam. Od przyszłego wtorku nowy miesiąc, ciekawe czy wszystkie dziewczyny zostają, czy będzie rotacja.
Jeżeli chodzi o formę zajęć moje spostrzeżenia są takie: W sumie na przełomie ok. 15 lat (o kurcze, ale to wygląda!!!??????) odwiedziłam parę klubów w naszym niewielkim mieście, spotkałam sporo instruktorek, ale chyba nasza podchodzi do przekazywania swojej wiedzy profesjonalnie (powiedziałabym nawet wręcz książkowo, trenersko) a nie przekazywania pasji, jak czerpać z tego radość. Tylko, że ja, (przynajmniej tak mi się wydaje) chodzimy tam dla przyjemności, fan-u, poznania i doświadczenia czegoś nowego, a nie aby przygotować się do zawodów. Może powinna być stworzona grupa, dla takich jak ja, które mimo kiepskich postępów chcą dalej próbować i przede wszystkim tym się bawić. Oczywiście chciałabym wszystko robić super, ale to nie jest zwykły rodzaj aktywności, tylko coś co wymaga od każdej z nas trochę więcej niż sportowego ubrania i zapału. Jednak ja osobiście potrzebuję też motywacji ze strony trenera, a tu niestety trochę mi tego brakuje.
Takie wrażenia na początku. A z innej beczki, może potrzebuje czasu. Chociażby z przekory zostanę.
Brakuje mi optymizmu, radości, spontaniczności z zumby, ale zumba musi poczekać, aż nie zawisnę głową w dół.
piątek, 28 marca 2014
środa, 26 marca 2014
o rany..moje kolano
Chyba wczoraj musiałam gdzieś się uderzyć w kolano, (chyba, bo mój A. karze mi prześledzić cały - o matko- wczorajszy trening i przypomnieć sobie kiedy się uderzyłam w kolano) Tylko, że ja pamiętam jak uderzyłam stopą (a konkretnie podeszwą ;-) kostką, piszczelem ale kolan nie pamiętam!!!!
Chyba, że ćwiczenie jak ,,seksi - fleksi'' wstać z ziemi, mógł mi uszkodzić moje, już trochę wysłużone kolanko. Tylko, że boli mnie jedno, a nie oba. Hmmm...
A więc, w nocy nasmarowałam Voltarenem, rano znowu, teraz śmierdzę mentolowym BenGay - em i jeszcze tabletki. Mam nadzieję, że do jutrzejszych zajęć mi przejdzie, albo chociaż będzie mniej boleć. I zastanawiam się, czy dam radę dzisiaj pływać na basenie, czy sobie odpuścić. Zostało mi jeszcze 3,5 godziny na podjęcie decyzji.
Chyba, że ćwiczenie jak ,,seksi - fleksi'' wstać z ziemi, mógł mi uszkodzić moje, już trochę wysłużone kolanko. Tylko, że boli mnie jedno, a nie oba. Hmmm...
A więc, w nocy nasmarowałam Voltarenem, rano znowu, teraz śmierdzę mentolowym BenGay - em i jeszcze tabletki. Mam nadzieję, że do jutrzejszych zajęć mi przejdzie, albo chociaż będzie mniej boleć. I zastanawiam się, czy dam radę dzisiaj pływać na basenie, czy sobie odpuścić. Zostało mi jeszcze 3,5 godziny na podjęcie decyzji.
wtorek, 25 marca 2014
ciekawe czy do wakacji dam radę
Ogólnie nie jest źle, zumba sprawiała mi mega przyjemność, natomiast tu podchodzę trochę ambicjonalnie, jeżeli można równać się z prawie 20 lat młodszymi dziewczynami, to tragedii nie ma, ale... no właśnie, to ale. Moje rozciągnięcie pozostawia wiele do życzenia. Dzisiaj miałyśmy chwycić się ręką rurki pod nogami, i jakby usiąść na tej ręce...i uwaga!!! Przez 5 minut próbowałam dotknąć rurki, a następie gdy już mi się to udało, przynajmniej ją (czyli rurkę) utrzymać przez parę sekund. Nic z tego, a więc Hello Boys (bo tak się nazywa figura, do której uczyliśmy się początku) pozostaje w sferze bliżej nieosiągniętych stopni wtajemniczenia pole dance. Wygląda to raczej, bye bye boys, hehe. O kurcze, robi się coraz więcej tych figur z ,,czarnej listy" - haki , słoneczko, siodełko....Może łatwiej będzie napisać co mi wychodzi.....fireman??? Hmmm, koślawy, bo koślawy ale się kręci.
to nie ja, ale tak powinna wyglądać, więc stwierdzam, że na 80% jest podobnie
potem siedzę, ale rękami rozpaczliwie się trzymam, tej rury, aby zjeżdżając w dół nie zedrzeć sobie do końca skóry. Siniaki na mojej ogromnej wewnętrznej stronie uda zmieniają kolory, ale to chyba jest jedyna figura, którą (czyli siedzenie) opanowałam.
I to by było na tyle. Masakra....
to nie ja, ale tak powinna wyglądać, więc stwierdzam, że na 80% jest podobnie
potem siedzę, ale rękami rozpaczliwie się trzymam, tej rury, aby zjeżdżając w dół nie zedrzeć sobie do końca skóry. Siniaki na mojej ogromnej wewnętrznej stronie uda zmieniają kolory, ale to chyba jest jedyna figura, którą (czyli siedzenie) opanowałam.
I to by było na tyle. Masakra....
piątek, 21 marca 2014
i znowu co ja tu robię????
Było tragicznie. Bolą mnie okropnie wewnętrzne strony ud, mam mega siniaki, instruktorka w ogóle na mnie nie zwraca uwagi, chyba postawiła na mnie krzyżyk. Zakładam, że jej podejście jest takie: nic z niej nie będzie, więc niech się trochę pobawi i tyle. I znowu mi się chciało płakać. Buuuuuu, przy tych studentkach czuję się taka stara i beznadziejna....masakra. Może w przyszłym tygodniu będzie lepiej. Na pewno muszę trochę zgubić kg.
wtorek, 18 marca 2014
szału nie ma ;-)
Ok, w końcu udał mi się hak do przodu, oczywiście nogi miała jak cnotka - niewydymka ;-) ale już jest bliżej niż dalej. Jednak hak do tyłu........masakra, nawet nie daję rady chwycić się nogami, a co dopiero okręcić. Trzymanie się na rurze cały ciałem, to jedyne co mi wychodzi, w końcu mam czym się trzymać. Każdy mój kawałek ,,ponętnego" heheh ciała zatapia się w rurze, ups, to rura ginie w moich fałdeczkach. Tak czy siak, wiszę na tej rurze czy nie??? Oczywiście, już nawet dałam radę na jakieś....3 sekundy puścić rękę. Nie patrzę na innych kręcących się z figury na figurę i cieszę się moimi maluśkimi postępami.
Bilans - mega siniaki na piszczelach i wewnętrznych stronach ud i obtarte podbicie stopy.
A dzisiaj basen, dobrze, że pływam albo sama, albo z jednym lub drugim kompletnie niezainteresowanym innymi osobami tatusiem. (Mogę pływać na basenie jako rodzic, trenującego dziecka - mamy do dyspozycji jeden tor, stąd tatusie i mamusie na torze.)
Bilans - mega siniaki na piszczelach i wewnętrznych stronach ud i obtarte podbicie stopy.
A dzisiaj basen, dobrze, że pływam albo sama, albo z jednym lub drugim kompletnie niezainteresowanym innymi osobami tatusiem. (Mogę pływać na basenie jako rodzic, trenującego dziecka - mamy do dyspozycji jeden tor, stąd tatusie i mamusie na torze.)
poniedziałek, 17 marca 2014
powiedziałam....
Stało się, powiedziałam A., że moje zajęcia to pole dance. Jego mina i odpowiedź była bezcenna. Zapytał: dlaczego, a za chwilę stwierdził, że jak bardzo chcę to czemu nie, jak poćwiczę to zamontuje mi rurę w sypialni, tylko, że my nie mamy sypialni!!!
Ale wracając, do ogłoszenia nowin, moje koleżanki były w szoku!!! Kama stwierdziła, że myślała, że już nic nie przebije mojego różowego telefonu z nagranym sygnałem - ,,sms dla księżniczki''. I przyznałam, że jednak dałam radę przebić. (Telefon miałam jakieś 4 lata temu, a po za tym mam w domu samych facetów, to sama muszę się koronować ;-) to tak a'propo telefonu i różu w moim męskim życiu)
Kurcze, jak stereotyp króluje na tym świecie. Tak naprawdę, to nasze zajęcia niewiele mają wspólnego z burleską itp. Zwyczajnie jest to mega siłowy trening. W czwartek byłam rano, była grupa mieszana. Dziewczyny do góry nogami wisiały, nie trzymając się rękami rury, a ja tego samego nie umiałam zrobić na ziemi, hehehe. Masakra, za to zawisłam na nogach, hip hip hurrra!, ale piszczele czuję do dziś, ciekawego jak będzie jutro. Natomiast dalej nie do pokonania jest dla mnie niby prosty hak. Tragedia, już się kręcę, już chwytam się nogą i....w ostatniej chwili rezygnuję. Mogę to porównać jak przyklejam plasterek z woskiem do depilacji i już prawie odrywam...i ostatniej chwili rezygnuję. Tylko, że plasterek w końcu muszę oderwać, a tu po prostu przechodzę do kolejnego ćwiczenia.
Instruktorka ćwiczyła na nas prostą choreografię, czyli przejście jak modelka do rury, wszystko z gracją. I wyobraźmy sobie szczupłe dziewczyny, poruszające się z seksapilem, i ja, z metra cięty pączek, próbujący przejść parę kroków choć odrobinę kobieco...tak się rozbujałam biodrami, że samo utrzymanie i zatrzymanie przy rurze niewiele miało wspólnego z gracją i powabem. Raczej to wyglądała jak rozpaczliwe utrzymanie się w pionie... po prostu żenada.
Ale wracając, do ogłoszenia nowin, moje koleżanki były w szoku!!! Kama stwierdziła, że myślała, że już nic nie przebije mojego różowego telefonu z nagranym sygnałem - ,,sms dla księżniczki''. I przyznałam, że jednak dałam radę przebić. (Telefon miałam jakieś 4 lata temu, a po za tym mam w domu samych facetów, to sama muszę się koronować ;-) to tak a'propo telefonu i różu w moim męskim życiu)
Kurcze, jak stereotyp króluje na tym świecie. Tak naprawdę, to nasze zajęcia niewiele mają wspólnego z burleską itp. Zwyczajnie jest to mega siłowy trening. W czwartek byłam rano, była grupa mieszana. Dziewczyny do góry nogami wisiały, nie trzymając się rękami rury, a ja tego samego nie umiałam zrobić na ziemi, hehehe. Masakra, za to zawisłam na nogach, hip hip hurrra!, ale piszczele czuję do dziś, ciekawego jak będzie jutro. Natomiast dalej nie do pokonania jest dla mnie niby prosty hak. Tragedia, już się kręcę, już chwytam się nogą i....w ostatniej chwili rezygnuję. Mogę to porównać jak przyklejam plasterek z woskiem do depilacji i już prawie odrywam...i ostatniej chwili rezygnuję. Tylko, że plasterek w końcu muszę oderwać, a tu po prostu przechodzę do kolejnego ćwiczenia.
Instruktorka ćwiczyła na nas prostą choreografię, czyli przejście jak modelka do rury, wszystko z gracją. I wyobraźmy sobie szczupłe dziewczyny, poruszające się z seksapilem, i ja, z metra cięty pączek, próbujący przejść parę kroków choć odrobinę kobieco...tak się rozbujałam biodrami, że samo utrzymanie i zatrzymanie przy rurze niewiele miało wspólnego z gracją i powabem. Raczej to wyglądała jak rozpaczliwe utrzymanie się w pionie... po prostu żenada.
wtorek, 11 marca 2014
trzecie zajęcia
Stwierdziłam, że nie będę ścigać się z młodymi, ma sprawiać mi to radość, ale nie od razu Kraków zbudowano. Ja też powoli ale dam radę. Takie jest moje postanowienie przed dzisiejszymi zajęciami.
czwartek, 6 marca 2014
Piątek - czyli pierwszy tydzień za mną
Rano czułam się jakoś lepiej niż wczoraj i przedwczoraj. Ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca. Mąż ciągle przypomina, czy nie powinniśmy już przejść na dietę, ojejku, no pewnie, że powinniśmy... Tylko, że to nie on gotuje te ,,dietetyczne" potrawy. No dobra, ale faktycznie wczorajsze odbicie w lustrze na zajęciach uświadomiło mi, że wyćwiczenie ciała + mniej kalorii może mi pomóc.
Dzisiaj planuje basen, ale rano zobaczyłam dwa siniaki po wczorajszych skokach na rurę, ciekawe jak będzie wieczorem.
Dzisiaj planuje basen, ale rano zobaczyłam dwa siniaki po wczorajszych skokach na rurę, ciekawe jak będzie wieczorem.
I co ja najlepszego wymyśliłam....czyli prawie 40-latka na pole dance
Wstępik
Zdecydowałam się.....
po latach uczęszczania na różne formy fitnessu, znudzona podstawową ofertą,
wpadłam na post na fc o pole dance. Stwierdziłam czemu nie.....
Ale od początku
Jestem chwilkę przed ,,40", generalnie jestem aktywna fizycznie - zumba, step, baseny, pilatesy nie są mi obce...ale mimo regularnego uczestnictwa ww. zajęciach mogłabym być antyreklamą klubów fittnesowych. I pewnie jestem, dla moich koleżanek, które patrząc na mnie, wiedząc ile czasu i pieniędzy poświęcam na zajęcia dodatkowe tzw. kształtujące moją figurę, już dawno doszły do wniosku, że one nic nie robiąc mają takie same efekty, ech... na pewno wizualne. Po dwójce dzieci, a raczej po okresie po-ciążowym, tak, nieciążowym, ale po-ciążowym, zostało mi jakieś 15-17 kg.
Ale w końcu ogranicza nas tylko nasze własne myślenie o sobie. Więc (wiem nie zaczyna się zdania od ,,więc; ;-) ) spróbowałam.
Dzień 1 - 04.03.2014
Pełna lęków, po snach - horrorach ze mną w roli głównej - zjawiłam się w klubie pół godziny przed czasem...i nikogo nie było. Za chwilę wpadła dynamiczna prowadząca i 9 pozostałych uczestniczek. Po przebraniu się i wejściu na salę odbicie w lustrze uświadomiło mi, jak ja bardzo nie pasuję. Dziewczyny - raczej studentki, szczupłe, wysokie i raczej rozciągnięte i ja.... Pączek w średnim wieku, z metra cięty i nie rozciągnięty.....Mowa wstępna raczej podbudowała mnie...chyba..Instruktorka stwierdziła, że wyćwiczy nawet największego ,,ślimaka" ale pączkach nie wspomniała, więc mam to przyjąć jako do mnie, czy raczej nie....Dobra, starałam się jak mogłam, zginałam się, chodziłam dookoła rury i nawet parę razy na nią wskoczyłam....i to by było na tyle po pierwszych zajęciach. Zapłaciłam za cały miesiąc, a co sobie będę żałować.
Zapomniałam dodać, że mam problemy z błędnikiem, i po 10 minuta chodzenia wokoło tej rury, było mi tak nie dobrze, jak po dwóch kółkach na karuzeli łańcuchowej, ale czego się nie robi dla... no właśnie dlaczego/kogo to się jeszcze okaże. Aha, i nikt nie wie, że zapisałam się na pole dance. Powiedziałam, że się zapisałam na power streching.
Dzień 2 - 05.03.2014
Najpierw nie czułam nadgarstka tzn. potem doszły całe ręce, wieczorem łydki, a w nocy plecy. Kurcze, nie wiedziałam, że mam tyle mięśni. Pocieszam się, że jutro będzie lepiej.
dzień 3 - 6.03.2014
O dziwo, rano wstałam w lepszej formie, niż wczoraj, Nie, nie jest tak dobrze, dalej czuje mięśnie o których istnieniu nie miałam pojęcia, ale mam nadzieję, że te chude laski, też cierpią. Zobaczymy za parę godzin.
Drugie zajęcia -
ubrałam krótkie leginsy, które już do końca obnażyły moje niedoskonałości. Zaczęło się całkiem przyjemnie, rozciągnęłyśmy nasze ,,zakwasy" przypomnieliśmy sobie chodzenie i firemena...hurra jakoś mi w końcu wyszedł, ok. A potem zaczęły się schody. Fireman skrzyżny - wszyscy się kręcą, a ja nawet nogi nie mogę zarzucić, ok, dobra może to nie jest figura dla mnie, potem przechodzimy w krzesełko..
LUDZIE!!!! JAK JA MAM PRZEJŚĆ W KRZESEŁKO JAK CIĄGLE STOJĘ NA PODŁODZE.
Ok, prowadząca pokazuje krzesełko bez firemena skrzyżnego. Dobra, wiszę, moje krzesełko nie przypomina nawet połamanego taboretu, ale się kręcę i... chce mi się ryczeć. Dziewczyny wirują, próbują, a ja myślę, co ja tu głupia robię....oczy mi się szklą i teraz rozumiem moje dzieci, którym na basenie żalą się, że im się nie udaje, a ja je motywuję, nie od razu Kraków zbudowali, dasz radę, dzisiaj jest gorzej, jutro będzie lepiej. I chyba muszę się sama zmotywować, bo inaczej bym rzuciła po dzisiejszych zajęciach.
No dobra, motywuje mnie też wydane 150 zł na karnet.
Ciekawe jak jutro będę się czuła...bo dzisiaj czuję się beznadziejnie beznadziejna. A chciałam łamać standardy, heheheh
Zdecydowałam się.....
po latach uczęszczania na różne formy fitnessu, znudzona podstawową ofertą,
wpadłam na post na fc o pole dance. Stwierdziłam czemu nie.....
Ale od początku
Jestem chwilkę przed ,,40", generalnie jestem aktywna fizycznie - zumba, step, baseny, pilatesy nie są mi obce...ale mimo regularnego uczestnictwa ww. zajęciach mogłabym być antyreklamą klubów fittnesowych. I pewnie jestem, dla moich koleżanek, które patrząc na mnie, wiedząc ile czasu i pieniędzy poświęcam na zajęcia dodatkowe tzw. kształtujące moją figurę, już dawno doszły do wniosku, że one nic nie robiąc mają takie same efekty, ech... na pewno wizualne. Po dwójce dzieci, a raczej po okresie po-ciążowym, tak, nieciążowym, ale po-ciążowym, zostało mi jakieś 15-17 kg.
Ale w końcu ogranicza nas tylko nasze własne myślenie o sobie. Więc (wiem nie zaczyna się zdania od ,,więc; ;-) ) spróbowałam.
Dzień 1 - 04.03.2014
Pełna lęków, po snach - horrorach ze mną w roli głównej - zjawiłam się w klubie pół godziny przed czasem...i nikogo nie było. Za chwilę wpadła dynamiczna prowadząca i 9 pozostałych uczestniczek. Po przebraniu się i wejściu na salę odbicie w lustrze uświadomiło mi, jak ja bardzo nie pasuję. Dziewczyny - raczej studentki, szczupłe, wysokie i raczej rozciągnięte i ja.... Pączek w średnim wieku, z metra cięty i nie rozciągnięty.....Mowa wstępna raczej podbudowała mnie...chyba..Instruktorka stwierdziła, że wyćwiczy nawet największego ,,ślimaka" ale pączkach nie wspomniała, więc mam to przyjąć jako do mnie, czy raczej nie....Dobra, starałam się jak mogłam, zginałam się, chodziłam dookoła rury i nawet parę razy na nią wskoczyłam....i to by było na tyle po pierwszych zajęciach. Zapłaciłam za cały miesiąc, a co sobie będę żałować.
Zapomniałam dodać, że mam problemy z błędnikiem, i po 10 minuta chodzenia wokoło tej rury, było mi tak nie dobrze, jak po dwóch kółkach na karuzeli łańcuchowej, ale czego się nie robi dla... no właśnie dlaczego/kogo to się jeszcze okaże. Aha, i nikt nie wie, że zapisałam się na pole dance. Powiedziałam, że się zapisałam na power streching.
Dzień 2 - 05.03.2014
Najpierw nie czułam nadgarstka tzn. potem doszły całe ręce, wieczorem łydki, a w nocy plecy. Kurcze, nie wiedziałam, że mam tyle mięśni. Pocieszam się, że jutro będzie lepiej.
dzień 3 - 6.03.2014
O dziwo, rano wstałam w lepszej formie, niż wczoraj, Nie, nie jest tak dobrze, dalej czuje mięśnie o których istnieniu nie miałam pojęcia, ale mam nadzieję, że te chude laski, też cierpią. Zobaczymy za parę godzin.
Drugie zajęcia -
ubrałam krótkie leginsy, które już do końca obnażyły moje niedoskonałości. Zaczęło się całkiem przyjemnie, rozciągnęłyśmy nasze ,,zakwasy" przypomnieliśmy sobie chodzenie i firemena...hurra jakoś mi w końcu wyszedł, ok. A potem zaczęły się schody. Fireman skrzyżny - wszyscy się kręcą, a ja nawet nogi nie mogę zarzucić, ok, dobra może to nie jest figura dla mnie, potem przechodzimy w krzesełko..
LUDZIE!!!! JAK JA MAM PRZEJŚĆ W KRZESEŁKO JAK CIĄGLE STOJĘ NA PODŁODZE.
Ok, prowadząca pokazuje krzesełko bez firemena skrzyżnego. Dobra, wiszę, moje krzesełko nie przypomina nawet połamanego taboretu, ale się kręcę i... chce mi się ryczeć. Dziewczyny wirują, próbują, a ja myślę, co ja tu głupia robię....oczy mi się szklą i teraz rozumiem moje dzieci, którym na basenie żalą się, że im się nie udaje, a ja je motywuję, nie od razu Kraków zbudowali, dasz radę, dzisiaj jest gorzej, jutro będzie lepiej. I chyba muszę się sama zmotywować, bo inaczej bym rzuciła po dzisiejszych zajęciach.
No dobra, motywuje mnie też wydane 150 zł na karnet.
Ciekawe jak jutro będę się czuła...bo dzisiaj czuję się beznadziejnie beznadziejna. A chciałam łamać standardy, heheheh
Subskrybuj:
Posty (Atom)