czwartek, 6 marca 2014

I co ja najlepszego wymyśliłam....czyli prawie 40-latka na pole dance

Wstępik

Zdecydowałam się.....
 po latach uczęszczania na różne formy fitnessu, znudzona podstawową ofertą, 
wpadłam na post na fc o pole dance. Stwierdziłam czemu nie.....
Ale od początku
Jestem chwilkę przed ,,40", generalnie jestem aktywna fizycznie - zumba, step, baseny, pilatesy nie są mi obce...ale mimo regularnego uczestnictwa ww. zajęciach mogłabym być antyreklamą klubów fittnesowych. I pewnie jestem, dla moich koleżanek, które patrząc na mnie, wiedząc ile czasu i pieniędzy poświęcam na zajęcia dodatkowe tzw. kształtujące moją figurę, już dawno doszły do wniosku, że one nic nie robiąc mają takie same efekty, ech... na pewno wizualne.  Po dwójce dzieci, a raczej po okresie po-ciążowym, tak, nieciążowym, ale po-ciążowym, zostało mi jakieś 15-17 kg. 
Ale w końcu ogranicza nas tylko nasze własne myślenie o sobie. Więc (wiem nie zaczyna się zdania od ,,więc; ;-) ) spróbowałam. 

Dzień 1 - 04.03.2014
Pełna lęków, po snach - horrorach ze mną w roli głównej - zjawiłam się w klubie pół godziny przed czasem...i nikogo nie było. Za chwilę wpadła dynamiczna prowadząca i 9 pozostałych uczestniczek. Po przebraniu się i wejściu na salę odbicie w lustrze uświadomiło mi, jak ja bardzo nie pasuję. Dziewczyny - raczej studentki, szczupłe, wysokie i raczej rozciągnięte i ja.... Pączek w średnim wieku, z metra cięty i nie rozciągnięty.....Mowa wstępna raczej podbudowała mnie...chyba..Instruktorka stwierdziła, że wyćwiczy nawet największego ,,ślimaka" ale pączkach nie wspomniała, więc mam to przyjąć jako do mnie, czy raczej nie....Dobra, starałam się jak mogłam, zginałam się, chodziłam dookoła rury i nawet parę razy na nią wskoczyłam....i to by było na tyle po pierwszych zajęciach. Zapłaciłam za cały miesiąc, a co sobie będę żałować.
Zapomniałam dodać, że mam problemy z błędnikiem, i po 10 minuta chodzenia wokoło tej rury, było mi tak nie dobrze, jak po dwóch kółkach na karuzeli łańcuchowej, ale czego się nie robi dla... no właśnie dlaczego/kogo to się jeszcze okaże. Aha, i nikt nie wie, że zapisałam się na pole dance. Powiedziałam, że się zapisałam na power streching.

Dzień 2 - 05.03.2014
Najpierw nie czułam nadgarstka tzn. potem doszły całe ręce, wieczorem łydki, a w nocy plecy. Kurcze, nie wiedziałam, że mam tyle mięśni. Pocieszam się, że jutro będzie lepiej.

dzień 3 - 6.03.2014 
O dziwo, rano wstałam w lepszej formie, niż wczoraj, Nie, nie jest tak dobrze, dalej czuje mięśnie o których istnieniu nie miałam pojęcia, ale mam nadzieję, że te chude laski, też cierpią. Zobaczymy za parę godzin. 
Drugie zajęcia -
ubrałam krótkie leginsy, które już do końca obnażyły moje niedoskonałości. Zaczęło się całkiem przyjemnie, rozciągnęłyśmy nasze ,,zakwasy" przypomnieliśmy sobie chodzenie i firemena...hurra jakoś mi w końcu wyszedł, ok. A potem zaczęły się schody. Fireman skrzyżny - wszyscy się kręcą, a ja nawet nogi nie mogę zarzucić, ok, dobra może to nie jest figura dla mnie, potem przechodzimy w krzesełko..

LUDZIE!!!! JAK JA MAM PRZEJŚĆ W KRZESEŁKO JAK CIĄGLE STOJĘ NA PODŁODZE.

Ok, prowadząca pokazuje krzesełko bez firemena skrzyżnego. Dobra, wiszę, moje krzesełko nie przypomina nawet połamanego taboretu, ale się kręcę i... chce mi się ryczeć. Dziewczyny wirują, próbują, a ja myślę, co ja tu głupia robię....oczy mi się szklą i teraz rozumiem moje dzieci, którym na basenie żalą się, że im się nie udaje, a ja je motywuję, nie od razu Kraków zbudowali, dasz radę, dzisiaj jest gorzej, jutro będzie lepiej. I chyba muszę się sama zmotywować, bo inaczej bym rzuciła po dzisiejszych zajęciach.
No dobra, motywuje mnie też wydane 150 zł na karnet.
Ciekawe jak jutro będę się czuła...bo dzisiaj czuję się beznadziejnie beznadziejna. A chciałam  łamać standardy, heheheh



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz