naprawdę, wczorajsze zajęcia było bardzo fajnie. W końcu - całkiem sama zrobiłam skorpiona - niestety nie udało się zrobić zdjęcia - bo po pierwsze udało mi się zrobić 1 raz, a po drugie wisiałam może z 10 sekund, zanim ból obcieranego brzucha o rurkę zmusił mnie do zejścia (a raczej łupnięcia na ziemię). W tej figurze chodzi o to, aby utrzymać rurę pod zgiętym kolanem i boczkiem (ale w związku z nadmiarem skóry - takiej wersji się trzymam;-) ciężko mi było wbić rurę w boczek i dlatego tak bolało. Było bardzo wesoło, grupa jest na normalnym poziomie - czyli nie lecą z figurami jak supertalenty (nie chcę tu nikogo obrazić, bo i tak są lepsze ode mnie) - ale w takim towarzystwie jest śmiesznie, przyjemnie. Znowu mam siniaki - po urlopie - czuję się znowu swojsko. Mam dzisiaj zakwasy i jest fajnie.
A do tego odważyłam się stanąć na wadze i uff ulga tylko +0,5 kg - jak na wakacyjne obżarstwo nie jest źle. Jednak czas wrócić do rzeczywistości i dalej walczyć o zrzut a nie nabór kg. Muszę też wziąć się za mojego lubego, po koszulką nagle wyrosła mu piłka - i nie tenisowa - raczej lekarska. Oczywiście nie jest to od piwa. Jak ktoś uważa inaczej to (oczywiście wg mojego męża) to jest w błędzie. To dlatego, że już dawno nie był na sali. Hmmm, biorąc pod uwagę, że oldboye biegają 2 godziny po sali, a potem integrują się na piwie, nie wiem, czy to da jakiś pozytywny rezultat, ale niech próbuje. A co...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz