...gdzieś przeczytałam w necie, że listopad to zbiór wszystkich poniedziałków z całego roku. Chyba coś w tym było, bo jakoś tego miesiąca do super udanych nie mogę zaliczyć. A przede wszystkim moje treningi pole dance, a raczej ich brak. Nie, nie żebym nie była na nich obecna - ale pytanie na sam koniec było -po co? Nic, kompletnie nic nie szło, a to utrzymanie się w jakiejś pozycji było tylko dzięki utrzymaniu się przez parę sekund na rękach, bo reszta ciała jakby nie współpracowała ze mną. A to rura ,,gryzła". A to za zimno, za ciepło itp. itd. Myślę, że pewnie na czas w zjeżdżaniu z rury w dół byłabym mistrzynią... A to innego razu były moje ,,ulubione" spiny - nie mogę powiedzieć, że nie próbowałam. Nawet wkręciłam się w precla, (oczywiście bez fanfarów - z miejsca, a nie ze spinu (czyli obrotu), ale zamiast wyglądać, jak mała śliczna baletnica, to wyglądałam jak owinięty prosiaczek na ruszcie gotowy do pieczenia.
A wczoraj to już było apogeum mojego listopadowego treningu. Pierwszy raz nie doczekałam do końca zajęć, po prostu to była żenada. Poddałam się. Uznałam przełykając łzy goryczy , że chyba lepiej wyjść z sali, niż bez sensu stać przy rurce i tylko coraz bardziej frustrować się z powodu niemocy. Po ile czasu można robić lajkonika....(dla niewtajemniczonych moja próba wejścia w Shouldermount).
Dzisiaj już 1 grudzień....nowy miesiąc, nowy trening, nowe szanse....????? zobaczymy, może trzeba będzie ,,ze sceny zejść..."
poniedziałek, 30 listopada 2015
wtorek, 17 listopada 2015
a jednak....
...a jednak potwierdzam na swoim przykładzie wyższość ćwiczeń z kulkami nad innymi formami zajęć (Przetestowałam chyba wszystkie możliwe formy zorganizowanego fitnesu dostępne w naszym mieście na przestrzeni prawie 20 lat - więc wiem o czym mówię) .
Tak, byłam mega sceptycznie nastawiona stawiając pierwsze kroki na sali z kettelkami. Zdecydowałam się tylko dlatego, że ćwiczenia na rurce zaczęły wymagać większej siły rąk. Bez entuzjazmu skierowałam tam swoje pączkowate ciałko i....są efekty. Wymierne, (nie wymyślone przed lustrem w okresie tzw. dobrego dnia spostrzegania siebie - dobra, dobra, każda tak ma, jest dzień tzw. z ang. bad hair day, kiedy nawet włosy nie współpracują, i dzień - ,,ale jestem zajebista" - ale do rzeczy..) po pierwsze na rurce zrobiłam brassmonkey - tylko dzięki temu, że zamieniając u góry nóżki, całe ciałko trzymam na rękach, zrobiłam butterfly - a i udało mi się zrobić całkiem ładne ,,D" więc kolejny krok czyli Aisha jest już tylko kwestią czasu (oczywiście patrzę realnie, i nie jest to koniec listopada, ha, na pewno nie tego roku, ale jak już kiedyś napisałam nigdzie się nie spieszę - dopnę swego), I uwaga...najważniejsze chyba dla każdej kobietki na wiecznej diecie - zmniejszam się - nie będę tu rzucała kg, bo podejrzewam, że w tej materii niewiele się zmieniło, ale ubrania są luźniejsze (no chyba, że mole które zwężały je w szafie w nocy wyprowadziły się ;-) Pewnie efekt byłby bardziej spektakularny, gdybym do tego dodała dietę, ale ja na samo słowo dieta staję się, tak głodna, jakbym przez tydzień nie jadła. Dlatego swoim tempem, odżywiając się z głową, ale bez szaleństwa (czekolada ciągle jest moją słabością...) brnę do przodu... Wiem, Ameryki nie odkryłam, ale może komuś pomoże to, aby jednak zrobić ten pierwszy krok. Bo kulki dla się lubić...8 kg są bardzo przyjazne, 12 kg całkiem sympatyczne, a 16 kg już się do mnie z kąta uśmiechają.
![]() |
Portos z ,,piłeczką" |
wtorek, 27 października 2015
czasem słońce, czasem deszcz....
...tak, tak nastała jesień - czasem jest słoneczna, złota i motywująca, a czasem jest ponura, deszczowa i depresyjna - i tak właśnie ostatnio wyglądają moje treningi - totalna sinusoida - na rurce hmmmm, nie jest najlepiej - to się nie przyczepiam, zjeżdżam nawet przy fireman-ie (co jest potrzebne, ale tylko w przypadku gdy jesteś strażakiem i jedziesz na akcję); to znowu nie mój dzień, a figury do przetrenowania totalnie niewykonalne w moim wydaniu, a to znowu TA-RAA: udaje się wszystko za pierwszym razem - normalnie jakaś masakra. To samo na kettlach - albo idzie mi super - mimo mega zmęczenia i modlitw do Kai do zaprzestania katowania nas, a to nagle dzień, że nawet swing 8-ką jest wyzwaniem....turek...hmmm gdzie ja miałam przerzucić tego kettla,....totalne wyłączenie myślenia...dobrze, że sobie krzywdy nie zrobiłam. Dodatkowo kolana zaczęły się buntować. Teoretycznie powinnam dać im odpocząć, ale biorąc pod uwagę mój wiek, to raczej to już nie pomoże, więc tylko je (kolana) oszczędzam, jestem stały testerem maści nie tylko dla sportowców, ale też już dla emerytów (przynajmniej tak jest w reklamie ;-)
Pocieszające jest to, że czuję efekty mojej pracy na kettlach. To motywuje, nawet jeżeli nie dźwiga się mega ciężkich kulek.
A 'propo kulek przedstawiam Państwu -
PĄCZEK NA RURZE W WYDANIU WIECZOROWYM ;-)
Pocieszające jest to, że czuję efekty mojej pracy na kettlach. To motywuje, nawet jeżeli nie dźwiga się mega ciężkich kulek.
A 'propo kulek przedstawiam Państwu -
PĄCZEK NA RURZE W WYDANIU WIECZOROWYM ;-)
piątek, 11 września 2015
ja i tylko ja...
...tak, trzeba być czasem egoistą. Dzisiaj kolejny raz zostałam kopnięta w dupę (nie pierwszy, ale zawsze boli). Ale chyba był (ten kopniak) taką kropką nad i, bo pierwszy raz odważyłam się odpowiedzieć zupełnie otwarcie, że dziękuję, ale szkoda mi czasu na otaczanie się ludźmi, którzy mają mnie w dupie (Naprawdę, oddzwoniłam i tak powiedziałam,dalej sama jestem w szoku) . I w takich momentach dziękuję SAMEJ SOBIE za to, że nie muszę siedzieć w domu i rozczulać się, jaki ten świat jest okrutny, a hipokryzja jest w każdym, JA- SAMA JA (bez zbędnego towarzystwa) idę z radością na trening, gdzie spotykam takich samych zapaleńców.
Bo- Dobry trening daje ujście negatywnym emocjom, pozwala uporządkować myśli...
Dobry trening, to taki, po którym wychodzicie mokrzy, mega zmęczeni, ale jednocześnie szczęśliwi. I mimo, że po kettlach ręce macie do ziemi, a po rurce każdy siniak boli, a na strechingu prowadząca zawstydza Cię swoją giętkościom (mimo zaawansowanej ciąży) - nabierasz dystansu do siebie i całego świata. I chyba o to chodzi....
Jestem wdzięczna SAMEJ SOBIE że mam czas tylko dla Siebie. Tak wtedy jestem egoistką.
Bo- Dobry trening daje ujście negatywnym emocjom, pozwala uporządkować myśli...
Dobry trening, to taki, po którym wychodzicie mokrzy, mega zmęczeni, ale jednocześnie szczęśliwi. I mimo, że po kettlach ręce macie do ziemi, a po rurce każdy siniak boli, a na strechingu prowadząca zawstydza Cię swoją giętkościom (mimo zaawansowanej ciąży) - nabierasz dystansu do siebie i całego świata. I chyba o to chodzi....
Jestem wdzięczna SAMEJ SOBIE że mam czas tylko dla Siebie. Tak wtedy jestem egoistką.
piątek, 28 sierpnia 2015
wakacje, wakacje i po wakacjach....
... często spotykam się w miesiącach wakacyjnych z pytaniem czy nadal trenuję, czy mi się chce itp. I tu powstaje pytanie, czy potrzebne są wakacje od ćwiczeń???? To zależy, kto jak traktuje swoje treningi. Jedni po prostu idą na zajęcia w roku szkolnym, wiele jest takich osób, które mają zryw tzw. wrześniowy - z moich wieloletnich obserwacji wynika, że z takich osób na stałe zostaję jakieś 50-60%, potem jest drugi zryw tzw. noworocznych postanowień i ostatni przed wakacyjny - jeżeli kiedykolwiek regularnie uczęszczaliście na jakiekolwiek zajęcia sportowe - można zauważyć zagęszczenie w salach, siłowniach w okolicy marca - kwietnia. I wracając do tematu, jakieś 80% z ww. grupy ,,robi sobie wakacje od ćwiczeń w lipcu i sierpniu" stąd mniejsza ilość grup, łączone zajęcia itp. Tak, kiedyś chodząc na zajęcia typowo aerobikowe - też robiłam sobie wolne w wakacje. TerazNIE, NIE i jeszcze raz NIE!!! Pole dance pochłonęło mnie tak, że jakbym miała przenośną rurę, to zabrałabym ją na urlop pod namiot. Niestety, musiałam sobie jakoś radzić bez niej. Chociaż ,,moja prywatna plaża"
z rana też wyglądała niesamowicie, że nawet lekki trucht (a biegam, tylko jak uciekam) był przyjemnością. Trzeba było sobie jakoś radzić. Reasumując, jeżeli treningi stały się częścią naszego życia, a nie dodatkowymi popołudniowymi zajęciami, to wakacje nie są potrzebne. A tego lata naprawdę pot nam leciał....sala w czasie upałów 38 stopniowych nie rozpieszczała.
Urlop już zakończyłam i z radością wróciłam na rurę i do kulek i nawet z przyjemnością przyjęłam streching ponad moje możliwości.
piątek, 31 lipca 2015
zmęczenie materiału....
....kurcze!!!!, wczoraj nie poszłam na streching/kettle (miałam do wyboru) i już po 15 minutach od rozpoczęcia zajęć (przyp. na które nie dotarłam) dopadły mnie takie małe paskudy (wyrzuty sumienia). Ale zwyczajnie nie miałam siły...wiem, niektórzy mogą odpowiedzieć - ty nie wiesz co to zmęczenie (w sumie mogłabym polemizować, ale dobra), wracając do wczoraj - miałam takie mega zakwasy (dzisiaj też są, ale już chodzę jak człowiek, a nie terminator w zbroi), że jak pomyślałam o jakimkolwiek zgięciu nóg, już mnie bolały. W sumie zakwasy dobrze byłoby rozćwiczyć (nie jestem specjalistką, tak sobie myślę), jednak zakwasy były tylko takim ostatnim sygnałem, że chyba jestem zmęczona. Generalnie mogę śmiało zmęczenie nazwać przesileniem letnio-wakacyjno-przedurlopowym, bo wiosnne, letnie, przed -letnie, po wiosenne, jesienne itp. oczywiście też przechodzę. Tak, poległam fizycznie i psychicznie. Zjadłam naleśniki z jabłkami polane sosem toffi, i wcale nie było mi lepiej.
A wracając do zakwasów - podeszłam zbyt ambitnie do tematu na treningu kettlowym - i przysiady robiłam z pełnym zaangażowanie - zapomniałam, że kolana już nie te, a uda też po takim wyzwaniu odezwą się (z każdej strony). Ale mogę być z siebie dumna - dałam od siebie 100%. Fajnie wychodzi się potem z takiego treningu. Gorzej następnego dnia.
Po serii niepowodzeń, załamań, prawie płaczu na rurce, znowu wróciłam na swoje tory, w końcu zrobiłam brass monkey (zdjęcie innym razem, bo jak mi się udało, to twarz raczej przypomniała czerwonego buraka, niż słodką małpkę na drzewie). Superman za to o krok dalej, ale jeszcze nie zaliczony. Przypominamy sobie figury z początku - czyli te które ja nawet nie spróbowałam, bo walczyłam, żeby w ogóle wskoczyć do góry na rurę (przyp. do crucifixa) . I w zależności od pogody, albo się odparzam, albo super się udaje.
Reasumując - potrzebuję wakacji, regeneracji, ale jednocześnie nie wyobrażam sobie tygodnia bez treningu pole. To już chyba choroba,
A to dzisiaj znalezione w sieci - jakby dla mnie po wczorajszej niemocy. I dla wszystkich moich rówieśników.
A wracając do zakwasów - podeszłam zbyt ambitnie do tematu na treningu kettlowym - i przysiady robiłam z pełnym zaangażowanie - zapomniałam, że kolana już nie te, a uda też po takim wyzwaniu odezwą się (z każdej strony). Ale mogę być z siebie dumna - dałam od siebie 100%. Fajnie wychodzi się potem z takiego treningu. Gorzej następnego dnia.
Po serii niepowodzeń, załamań, prawie płaczu na rurce, znowu wróciłam na swoje tory, w końcu zrobiłam brass monkey (zdjęcie innym razem, bo jak mi się udało, to twarz raczej przypomniała czerwonego buraka, niż słodką małpkę na drzewie). Superman za to o krok dalej, ale jeszcze nie zaliczony. Przypominamy sobie figury z początku - czyli te które ja nawet nie spróbowałam, bo walczyłam, żeby w ogóle wskoczyć do góry na rurę (przyp. do crucifixa) . I w zależności od pogody, albo się odparzam, albo super się udaje.
Reasumując - potrzebuję wakacji, regeneracji, ale jednocześnie nie wyobrażam sobie tygodnia bez treningu pole. To już chyba choroba,
A to dzisiaj znalezione w sieci - jakby dla mnie po wczorajszej niemocy. I dla wszystkich moich rówieśników.
piątek, 10 lipca 2015
..i co ja robię tu.....?????
...kolejne urodziny minęły....były, przeszły bez echa...żeby nie popadać w melancholię uciekłam nad morze...może i morze pomogło...ale jakieś tam dołujące myśli przychodzą....no dobra dosyć o tym, bo nawet nie ma o czym pisać.
Wróćmy na rurkę, i....znowu połączenie grup (hmm, która to już moją -5???)...dziewczyny trenują 3 miesiące i wymiatają jak zaawansowane, a ja dalej męczę figury z początku... Z jednej strony jestem dumna, że próbuję, ale z drugiej strony to wieczne próbowanie bez spektakularnych (powiedziałabym nawet lepszych, bo marne są, tego nie mogę sobie odebrać) efektów, już mnie męczy. Chwalę się znajomym zdjęciami - tylko, że po ponad roku trenowania mam ich zaledwie kilka warte pokazania (dziewczyny po miesiącu mają co najmniej dwa razy więcej). I właśnie w takich momentach przychodzi chwila na refleksje - czy ja się nie ośmieszam? Generalnie mam w dupie, co o mnie inni myślą, ale zawsze jest jakieś ale.... Wymyśliłam sobie w ramach prezentu urodzinowego sesję zdjęciową - na rurce - ale po próbie Angie uchwycenia jakiejkolwiek godnego pokazania ujęcia w balerinie, uświadomiłam sobie, że moje wyobrażenie przerasta trochę realia. Cóż, jaka modelka takie zdjęcia...
Tylko, kurcze ja to lubię...może rozwiązaniem jest zakup rurki do domu....tylko ciekawe gdzie ją postawię....hehe
Na kettlach też łączenie grup, tylko tym razem my dołączamy do zaawansowanej...
Od poniedziałku mam tygodniowy urlop...mam nadzieję, że dam radę wytrzymać z ulubionym słowem moich dzieci: NUDZĘ SIĘ!!! I mam nadzieję, że następny post będzie bardziej optymistyczny, bo ten nawet dla mnie wieje nudą.....
Wróćmy na rurkę, i....znowu połączenie grup (hmm, która to już moją -5???)...dziewczyny trenują 3 miesiące i wymiatają jak zaawansowane, a ja dalej męczę figury z początku... Z jednej strony jestem dumna, że próbuję, ale z drugiej strony to wieczne próbowanie bez spektakularnych (powiedziałabym nawet lepszych, bo marne są, tego nie mogę sobie odebrać) efektów, już mnie męczy. Chwalę się znajomym zdjęciami - tylko, że po ponad roku trenowania mam ich zaledwie kilka warte pokazania (dziewczyny po miesiącu mają co najmniej dwa razy więcej). I właśnie w takich momentach przychodzi chwila na refleksje - czy ja się nie ośmieszam? Generalnie mam w dupie, co o mnie inni myślą, ale zawsze jest jakieś ale.... Wymyśliłam sobie w ramach prezentu urodzinowego sesję zdjęciową - na rurce - ale po próbie Angie uchwycenia jakiejkolwiek godnego pokazania ujęcia w balerinie, uświadomiłam sobie, że moje wyobrażenie przerasta trochę realia. Cóż, jaka modelka takie zdjęcia...
Tylko, kurcze ja to lubię...może rozwiązaniem jest zakup rurki do domu....tylko ciekawe gdzie ją postawię....hehe
Na kettlach też łączenie grup, tylko tym razem my dołączamy do zaawansowanej...
Od poniedziałku mam tygodniowy urlop...mam nadzieję, że dam radę wytrzymać z ulubionym słowem moich dzieci: NUDZĘ SIĘ!!! I mam nadzieję, że następny post będzie bardziej optymistyczny, bo ten nawet dla mnie wieje nudą.....
piątek, 19 czerwca 2015
dzisiaj cytuję....
Dziś nie będzie moich przemyśleń, sukcesów i upadków, dzisiaj cytuję posta Angeli (instuktorki, właścicielki klubu)
To jest odpowiedź dla Tych, którzy też by chcieli, ale....
,,UWAGA! MOTYWACJA!
To jest odpowiedź dla Tych, którzy też by chcieli, ale....
,,UWAGA! MOTYWACJA!
Często pytacie przez telefon i maila, czy sobie poradzicie na zajęciach - zawsze staram się Was zmotywować i zachęcić, gdyż wierzę w program jaki mamy na zajęciach. Ufam mu, gdyż jest wynikiem długoletniej pracy nad własnym, opornym, ciałem. Ufam, gdyż jest wynikiem wielu szkoleń u międzynarodowych trenerów sportów siłowych i kalistenicznych.
Prawda jednak jest taka, że żaden program nie zrobi nic ZA Ciebie!
Prawda jednak jest taka, że żaden program nie zrobi nic ZA Ciebie!
Pole Dance nie jest łatwą dyscypliną taneczno-akrobatyczną. Mówi się, że Pole Dance jest dla wszystkich - ja jednak powtarzam, że Pole Dance jest dla wytrwałych, jest dla twardych i jest dla CHCĄCYCH PRACOWAĆ a nie tylko "chcących mieć".
W jakim wieku powinnaś zacząć? A czy ma to znaczenie, jeżeli robisz to dla siebie?
Jaka kondycja i siła jest wymagana? A czy ma to znaczenie, jeżeli będziesz opuszczać zajęcia?
Czy musisz być bardzo rozciągnięta i szczupła? A czy chcesz wystąpić na następnych Mistrzostwach Polski?
Jaka kondycja i siła jest wymagana? A czy ma to znaczenie, jeżeli będziesz opuszczać zajęcia?
Czy musisz być bardzo rozciągnięta i szczupła? A czy chcesz wystąpić na następnych Mistrzostwach Polski?
Mam wiele dziewczyn, z których jako instruktor jestem dumna. Oczywiście, że nie chodzę i nie klepię ich po plecach (szybciej po tyłku ;)), więc może nie zdają sobie sprawy, jak bardzo je podziwiam za pracę, którą robią!
Powiedzmy wprost: dostaję pieniądze za prowadzenie zajęć - dlatego nie wypada mi, bym zachwycała się "jak dobrze mi to wychodzi". Często słyszy się, że kursant jest motywowany przez pracę trenera. Jednak mało się mówi o tym, że instruktor również jest niesamowicie zmotywowany do większej pracy nad sobą gdy widzi postęp swoich podopiecznych!
Na poniższym zdjęciu widzicie Magdę. Magda nie jest osamotnionym przypadkiem ciężkiej pracy nad sobą, ale to u niej nastąpił wielki przełom - że pozwoliła mi się sfotografować. Bez photoshopa. Można by długo wymieniać wszystkie "przeciw" jakie pokonała Magda na swojej rurkowej drodze. Kto dobrze poszpera w internecie - ten znajdzie jej prywatnego pole dance'owego bloga. Kto poznał Magdę, wie, że jest doskonałym przykładem na to, że jak się chce - to można. Trzeba tylko zaiwaniać! Em"otikon wink:
Tak, Angela nie pogłaszcze Cię po główce, i nie będzie ściemniać, że zajebiście wyglądasz - nawet jak będziesz bardzo tego potrzebowała (w sumie to ja też nie lubię obłudy) , ale za to komplement (których nie rozdaje zbyt wiele, a ja nie otrzymuję ich za dużo - bo i tak nie wierzę, hahah) cenię sobie bardzo, bo to znaczy, że naprawdę mi się udało (czego dowodem jest zacytowany wyżej post). Ale do takich wniosków dochodzą tylko Ci, którzy nie rezygnują, i w tym momencie sama sobie gratuluję. I do roboty, szpagat sam się nie zrobi.....
piątek, 12 czerwca 2015
świat staje na głowie....
a raczej ja powinnam - na głowie, na rękach i uwaga!!!!! NA JEDNEJ RĘCE!!!!! Tak, tak...taki jest challenge. Ale od początku. Pierwszy raz w życiu stałam na głowie/przedramionach dopiero w zeszłym roku (grudniu kurcze w końcu rocznikowo to w zeszłym roku )- ale to tylko przy rurce - jest łatwiej...jak zarzucasz swoje ciało odwrotnie do grawitacji...w chwili paniki chwytasz stópkami rury jak małpka i tak zostajesz...to jest do zrobienia. Gorzej jest powtórzyć to samo na środku sali - tu kłaniają się mięśnie brzucha - i znowu....JA NIE MAM MIĘŚNI BRZUCHA - więc niby co miałoby mnie ciągnąć, a raczej wyciągać do góry....
No dobra i kolejny punkt programu - stanie na rękach przy ścianie i potem bez jej pomocy. Cóż, ściana może i chciała mi pomóc (Angela też robiła co mogła), ale mój tyłek i nogi nie bardzo chciały się z nią spotkać (ze ścianą)- miotałam, zarzucałam tymi moimi paróweczkami jak kucyk, ale wyżej niż z jakieś 30 cm od ziemi się nie odbiłam. Co nie znaczy, że moje ramiona, plecy i takie tam urządzenia mojego ciała potrzebne do wykonania tego ćwiczenia mnie nie bolą, powiem więcej..chyba mam zakwasy...na plecach.
Co do nowych figur na rurce - czasem jest lepiej - jak na pożyczonym zdjęciu:

Ja już mi coś wychodzi to i tak nie zdążę zrobić zdjęcia ;-) A czasem do bani...taki jest pole dance...jednego dnia robić Jade a drugiego fireman jest jakiś krzywy...
A na kettlach oswajam się z kolejnymi ciężarami - no dobra, dla niektórych 12,16,18 kg to nic, ale dla mnie press dwunastką to już progress...DLA MNIE!!! Nie ważne co mówią inni, Ci co mówią, to pewnie ciągle jeszcze siedzą na kanapie...czyli i tak są jeden krok za mną....nawet jeżeli mój krok jest niewielki....
Aha i coś z cyklu....,,wsparcie męża": Po czwartkowym treningu wpadam zadowolona do domu: udało mi się zrobić press-a 12 kg - ale po co i jeszcze za to płacisz?!, jak chcesz podźwigać to zaraz znajdę Ci robotę..." lub ,,pomożesz mi nauczyć się stać na rękach??? - nie, bo to mnie i tak nie słuchasz - ???!!!???" Hmmm, dzięki....
No dobra i kolejny punkt programu - stanie na rękach przy ścianie i potem bez jej pomocy. Cóż, ściana może i chciała mi pomóc (Angela też robiła co mogła), ale mój tyłek i nogi nie bardzo chciały się z nią spotkać (ze ścianą)- miotałam, zarzucałam tymi moimi paróweczkami jak kucyk, ale wyżej niż z jakieś 30 cm od ziemi się nie odbiłam. Co nie znaczy, że moje ramiona, plecy i takie tam urządzenia mojego ciała potrzebne do wykonania tego ćwiczenia mnie nie bolą, powiem więcej..chyba mam zakwasy...na plecach.
Co do nowych figur na rurce - czasem jest lepiej - jak na pożyczonym zdjęciu:

Ja już mi coś wychodzi to i tak nie zdążę zrobić zdjęcia ;-) A czasem do bani...taki jest pole dance...jednego dnia robić Jade a drugiego fireman jest jakiś krzywy...
A na kettlach oswajam się z kolejnymi ciężarami - no dobra, dla niektórych 12,16,18 kg to nic, ale dla mnie press dwunastką to już progress...DLA MNIE!!! Nie ważne co mówią inni, Ci co mówią, to pewnie ciągle jeszcze siedzą na kanapie...czyli i tak są jeden krok za mną....nawet jeżeli mój krok jest niewielki....
Aha i coś z cyklu....,,wsparcie męża": Po czwartkowym treningu wpadam zadowolona do domu: udało mi się zrobić press-a 12 kg - ale po co i jeszcze za to płacisz?!, jak chcesz podźwigać to zaraz znajdę Ci robotę..." lub ,,pomożesz mi nauczyć się stać na rękach??? - nie, bo to mnie i tak nie słuchasz - ???!!!???" Hmmm, dzięki....
wtorek, 12 maja 2015
la la lalka.....
...tak potocznie nazywa się figura, którą ostatnie opanowałam. Generalnie znowu jest kiepsko (a kiedy ostatnio było lepiej????, fakt, nie pamiętam!!!). Wchodzimy w nowe figury z moich ,,ulubionych" - czyli nigdy nie opanowanych trików - superman-a i Jamilli. Tak, więc treningi były średnio udane. Oczywiście w związku z tym, iż nie idę zgodnie z ,,programem" dopracowuję Butterfly -a. No dobra, prawda jest taka, że mój motyl (butterfly) przypomina ćmę, ale sukces jest taki, że ,,lata".
Ale uwaga!!!
Już mam prawie perfekcyjną gąsienicę -a wiemy, że każda (no prawie każda) gąsienica przemienia się w pięknego motyla - więc czekajcie cierpliwie na przemianę.
Na pocieszenie samej siebie- dziewczyny pstryknęły mi fotkę.
Ale uwaga!!!
Już mam prawie perfekcyjną gąsienicę -a wiemy, że każda (no prawie każda) gąsienica przemienia się w pięknego motyla - więc czekajcie cierpliwie na przemianę.
Na pocieszenie samej siebie- dziewczyny pstryknęły mi fotkę.
ps, kettle dalej na poziomie podstawowym - czyli 8kg swing, klin, 12kg swing oburącz i 16 martwy ciąg - przepraszam, jeżeli źle napisałam nazwy - ale jestem początkująca w tym temacie.
piątek, 10 kwietnia 2015
kulki, rurki i co jeszcze????
Przyszła w końcu prawdziwa wiosna...słońce świeci, temperatura za oknem iście wiosenna to coś się chce robić....To do swoich zmagań z rurą dodałam zmagania z ciężkimi czarnymi kulami. Podobno ma to mi pomóc w rurce. No cóż, to się jeszcze okaże.
A co u więcej...hmmm jeżeli chodzi o progres w pole dance - marny...figury coraz trudniejsze, a mobilność i zakres moich ramion dalej kiepski. Nawet jak bardzo chcę i się staram, jeżeli nie okręcę się wokół rury moim ciałem jak gąsieniczka, to z figury nici (no dobra, nadmiar mojego ciałka też nie pomaga...). W tym tygodniu robiłyśmy Iris, czyli wchodzi się w figurę z shoulder mount (tzn. całe ciało opierasz na ramieniu i podnosisz tyłek do góry) potem już luzik, ale podnieść taki ciężki tyłek siłą mięśni brzucha to dopiero wyczyn. O kurcze, już wiem dlaczego mi się to nie udało - bo ja przecież nie mam mięśni brzucha, uffff, a już myślałam, że przeszkodą jest mój wielki tyłek. Znacznie mi teraz lżej....
Anyway, przy drobnej, (no dobra, całkiem sporej) pomocy instruktorki (która, za pierwszym razem dostała ode mnie z kolana w szczękę..dobrze, że mi nie oddała) zawisłam w figurze,(!!!) trzymając się do góry nogami pod kolanem i nawet puściłam ręce, hehehe. Skutek tych zmagań - to mega ból w ramieniu (okazało się jak boli, gdy rano ubierałam biustonosz, i ramiączko aż ,,zapiekło") i parę siniaków na łopatce i przy obojczyku. Ale co tam, jak przez parę miesięcy próbowałam podskoczyć, aby zawisnąć do góry nogami i w końcu się udało, to shoulder mount też opanuje, po prostu trochę później....
Nadal kontynuuję streching, czasem z lepszym, czasem z gorszym skutkiem, cel - szpagat - jeszcze odległy...ale kto nie próbuje, ten nie ma...
I uwaga!!!! Wczoraj miałam debiut na kettlach. No dobra, nie przeciążyłam się, bo machałam tylko 8 kg, ale i tak wystarczająco na moje bolące plecy. Powoli z godziny na godzinę nasilają się zakwasy, i tylko czekam, kiedy na nie będę mogła usiąść nawet na kibelku ;-)
A co u więcej...hmmm jeżeli chodzi o progres w pole dance - marny...figury coraz trudniejsze, a mobilność i zakres moich ramion dalej kiepski. Nawet jak bardzo chcę i się staram, jeżeli nie okręcę się wokół rury moim ciałem jak gąsieniczka, to z figury nici (no dobra, nadmiar mojego ciałka też nie pomaga...). W tym tygodniu robiłyśmy Iris, czyli wchodzi się w figurę z shoulder mount (tzn. całe ciało opierasz na ramieniu i podnosisz tyłek do góry) potem już luzik, ale podnieść taki ciężki tyłek siłą mięśni brzucha to dopiero wyczyn. O kurcze, już wiem dlaczego mi się to nie udało - bo ja przecież nie mam mięśni brzucha, uffff, a już myślałam, że przeszkodą jest mój wielki tyłek. Znacznie mi teraz lżej....
Anyway, przy drobnej, (no dobra, całkiem sporej) pomocy instruktorki (która, za pierwszym razem dostała ode mnie z kolana w szczękę..dobrze, że mi nie oddała) zawisłam w figurze,(!!!) trzymając się do góry nogami pod kolanem i nawet puściłam ręce, hehehe. Skutek tych zmagań - to mega ból w ramieniu (okazało się jak boli, gdy rano ubierałam biustonosz, i ramiączko aż ,,zapiekło") i parę siniaków na łopatce i przy obojczyku. Ale co tam, jak przez parę miesięcy próbowałam podskoczyć, aby zawisnąć do góry nogami i w końcu się udało, to shoulder mount też opanuje, po prostu trochę później....
Nadal kontynuuję streching, czasem z lepszym, czasem z gorszym skutkiem, cel - szpagat - jeszcze odległy...ale kto nie próbuje, ten nie ma...
I uwaga!!!! Wczoraj miałam debiut na kettlach. No dobra, nie przeciążyłam się, bo machałam tylko 8 kg, ale i tak wystarczająco na moje bolące plecy. Powoli z godziny na godzinę nasilają się zakwasy, i tylko czekam, kiedy na nie będę mogła usiąść nawet na kibelku ;-)
Reasumując są już kulki, rurki, streching....co będzie dalej??? Już się boję samej siebie....
piątek, 20 marca 2015
motylem byłam....
Tzn. chciałabym być, ale do pięknego butterfly-a jeszcze mi brakuje, chociaż w końcu osiągnęłam sukces, czyli opanowałam chwyt szpagatowy (co prawda na razie na invertach - czyli trochę łatwiej dla mnie, bo trochę ciężaru opieram na nogach). Generalnie jeżeli chodzi o butterfly (czyli motyla) na razie osiągam poziom poczwarki, bo nawet catpillar (czyli gąsienica) nie najlepsza jest. ALE JEST!
Zgodnie z prośbami, umieszczam moje wypociny. Mam nadzieję, że następne zdjęcie dla porównania będzie perfekcyjne.
Butterfly, to figura, która powinno się opanować już po pół roku ćwiczeń, ale kto mi czas wylicza, to niech sam spróbuje, a co.... Potem było jeszcze parę figur, które oczywiście nawet nie zajarzyłam, ale spokojnie...,mamy czas....do wszystkiego dojdę, tylko po prostu trochę wolniej.....duuużżoooo wooolniej, przecież w zawodach nie biorę udziału. TAK!
Butterfly, to figura, która powinno się opanować już po pół roku ćwiczeń, ale kto mi czas wylicza, to niech sam spróbuje, a co.... Potem było jeszcze parę figur, które oczywiście nawet nie zajarzyłam, ale spokojnie...,mamy czas....do wszystkiego dojdę, tylko po prostu trochę wolniej.....duuużżoooo wooolniej, przecież w zawodach nie biorę udziału. TAK!
A TO MÓJ NAJNOWSZY ZAKUP
- zapakowałam moje ,,paróweczki" w ,,baleteczki".
Nike Studio Wrap są już MOJE!!!
Czy były niezbędne - NIE!
Czy zajebiście podnoszą samopoczucie - TAK!
czwartek, 5 marca 2015
totalna klęska....
Normalnie ryczeć mi się chce!!!!! Wiem, że mistrzem nie byłam, ale to co jest teraz to jest jeden wielki dramat. Wczoraj przy rurce powstrzymywałam się, żeby się przy wszystkich nie rozbeczeć. Kompletnie mi nie idzie, lecimy dalej z figurami, a ja....z nowych umiem konika morskiego - czyli po za tym, że boli pod kolanem noga, to nawet figura fajnie nie wygląda.
W poniedziałek nie dałam rady nic zrobić, bo zjeżdżałam z rury, a wczoraj nawet jak chciałam, to kurna, nie mogłam załapać jak wejść do brass monkey. To była normalnie masakra, a z tej figury przechodziłyśmy do następnej. Tzn. inni to robili. Kurcze, co ja tam robię......

Zmieniłabym grupę na początkującą, ale jest mi wstyd, że po roku jestem mega słaba.... A z resztą lubię moją grupę. Tak źle i tak nie dobrze :-(
W poniedziałek nie dałam rady nic zrobić, bo zjeżdżałam z rury, a wczoraj nawet jak chciałam, to kurna, nie mogłam załapać jak wejść do brass monkey. To była normalnie masakra, a z tej figury przechodziłyśmy do następnej. Tzn. inni to robili. Kurcze, co ja tam robię......

Zmieniłabym grupę na początkującą, ale jest mi wstyd, że po roku jestem mega słaba.... A z resztą lubię moją grupę. Tak źle i tak nie dobrze :-(
piątek, 27 lutego 2015
ROCZEK!!!!!!
Tak, tak minęło to tak szybko. Jeszcze rok temu pełna obaw rozpoczęłam przygodę z pole dance. Nikomu nic nie mówiąc, stawiałam, a raczej przyklejałam do rurki pierwsze ,,kroki". Czasem było śmiesznie, czasem żałośnie, ale dałam radę....Po drodze spotkałam sporo całkiem fajnych i sympatycznych młodych (i nie tylko) ludzi. Zmieniłam grupę ze trzy razy, tzn. tak po prostu na drodze naturalnej selekcji się działo, że grupa wchłaniały kolejne. Od jesieni jesteśmy grupą w składzie - bez zmian i nadal czasem brakuje rurek, co w innych grupach już się nie zdarza :-)
Co mi dał rok pole dance??? - bardzo bardzo dużo - przede wszystkim - to co jeszcze rok temu było niemożliwe - staje się powoli możliwe. Robię figury, o których nawet nie marzyłam na początku, mam silniejsze ramiona (w challengu - zrobiłam idealne piękne 10 męskich pompek - nawet instruktorka była pod wrażeniem, a co... wiem, dla niektórych może to nic, ale dla mnie mega wyczyn) . Jestem dużo bardziej rozciągnięta (no dobra, do szpagatu jeszcze mi duuużo brakuje, ale przecież nie jestem przed 80-tką, ale przed 40-stką, więc jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa) , Dodatkowo przeprosiłam zajęcia dodatkowe ze strechingu i próbuję coś w tym kierunku zrobić. Nabrałam świadomości własnego ciała i ciągłe stawianie sobie nowych wyzwań.
A,.. i bez zmian tworze nowe nazwy do figur, albo przerabiam figury (hehehe). A...i jak ktoś pyta, czy można wejść do figur z ziemi....zawsze można...sprawdziłam :-)
Teraz powoli przymierzam się do kupienia specjalnych baletek i urealnienia mojego urodzinowego prezentu - czyli sesji zdjęciowej w naszym klubie.
Dobra tyle podsumowań, a teraz bieżące informacje - robiłyśmy ,,rybki" - z anckle hook - ciach pach zrobiłam...hmmmm...coś za łatwo...oczywiście standardowo odkleiłam nie tą nogę - figurę ochrzciłam ,,śnięta ryba" a co.,,,,,
Co mi dał rok pole dance??? - bardzo bardzo dużo - przede wszystkim - to co jeszcze rok temu było niemożliwe - staje się powoli możliwe. Robię figury, o których nawet nie marzyłam na początku, mam silniejsze ramiona (w challengu - zrobiłam idealne piękne 10 męskich pompek - nawet instruktorka była pod wrażeniem, a co... wiem, dla niektórych może to nic, ale dla mnie mega wyczyn) . Jestem dużo bardziej rozciągnięta (no dobra, do szpagatu jeszcze mi duuużo brakuje, ale przecież nie jestem przed 80-tką, ale przed 40-stką, więc jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa) , Dodatkowo przeprosiłam zajęcia dodatkowe ze strechingu i próbuję coś w tym kierunku zrobić. Nabrałam świadomości własnego ciała i ciągłe stawianie sobie nowych wyzwań.
A,.. i bez zmian tworze nowe nazwy do figur, albo przerabiam figury (hehehe). A...i jak ktoś pyta, czy można wejść do figur z ziemi....zawsze można...sprawdziłam :-)
Teraz powoli przymierzam się do kupienia specjalnych baletek i urealnienia mojego urodzinowego prezentu - czyli sesji zdjęciowej w naszym klubie.
Dobra tyle podsumowań, a teraz bieżące informacje - robiłyśmy ,,rybki" - z anckle hook - ciach pach zrobiłam...hmmmm...coś za łatwo...oczywiście standardowo odkleiłam nie tą nogę - figurę ochrzciłam ,,śnięta ryba" a co.,,,,,
piątek, 6 lutego 2015
kung-fu panda
Za chwilę będzie rok, jak ćwiczę na rurkach. Zrobiłam duże postępy, ale też mam mega braki z początku mojej przygody. A dziewczyny nie śpią, lecą z programem dalej, a ja próbuję to jakoś ogarnąć. Ostatnio ćwiczyłyśmy pół-flagi...UDAŁO SIĘ!!!! Ale zdjęcie (mimo, że w końcu nabyłam smarfon z lepszym aparatem) się rozmyło, ja zaczęłam się zsuwać, i............ tarrra:
KUNG-FU PANDA!. ;-)
Poza tym, stwierdziłam, że czas najwyższy rozruszać moje stawy, kości itp. i pojawiam się na zajęciach ze strech-ingu - nie, nie mierzymy ubrań ze streczu, ale same próbujemy być bardziej flexi. No dobra, przyznam się, moje współtowarzyszki (te obecne na sali) już są, ja hmmmm niekoniecznie, ale zgodnie z moją maksymą jeden jest zawsze większe od zera!!! Przecież nikt nie powiedział, że ,,średnim wieku" nie można nauczyć się robić szpagatu. Kto mi zabroni???? Sama tylko mogę sobie w tym przeszkodzić nic nie robiąc. Bo jak nie ja to ktoooooo????????
KUNG-FU PANDA!. ;-)
Poza tym, stwierdziłam, że czas najwyższy rozruszać moje stawy, kości itp. i pojawiam się na zajęciach ze strech-ingu - nie, nie mierzymy ubrań ze streczu, ale same próbujemy być bardziej flexi. No dobra, przyznam się, moje współtowarzyszki (te obecne na sali) już są, ja hmmmm niekoniecznie, ale zgodnie z moją maksymą jeden jest zawsze większe od zera!!! Przecież nikt nie powiedział, że ,,średnim wieku" nie można nauczyć się robić szpagatu. Kto mi zabroni???? Sama tylko mogę sobie w tym przeszkodzić nic nie robiąc. Bo jak nie ja to ktoooooo????????
piątek, 23 stycznia 2015
DYPLOMY ROZDANE!!!
Stało się faktem, to co jeszcze pół roku temu było niewyobrażalne. Zdałam egzamin, dostałam dyplom i płytę z choreografią i zdjęciami.
Ok. Andżi robiła co mogła, ale jeszcze moje zdjęcia na fototapetę się nie nadają ;-) , jednak filmikiem miło się zaskoczyłam. No dobra, na fejsa go nie wypuszczę, ale prywatnie mogę spokojnie pokazać. Widział mój mężulek, który ku mojemu rozczarowaniu niewiele się uzewnętrznił z opiniami. Gdy w końcu wymęczyłam na nim jakąkolwiek opinie - stwierdził, że faktycznie on by tak nie umiał (a uwierzcie mi /z resztą kto go zna to wie/ mój mąż umie wszystko ;- haha) to jest mega komplement w jego ustach.
Ale fanfary, ochy i achy przeszły i czas się zabrać do roboty. Na początek ,,małpa" - która niestety nie bardzo mi wychodzi, kurcze, poprzekładać tam trzeba nogi z jednej strony na drugą, jak już załapałam, którą nogę - gdzie, już leżałam na plecach na materacu. Po drodze była jeszcze jedna figura, ale ominęłam i pewnie szybko nie nadrobię a wczoraj ćwiczyłyśmy Sparrow - który się udał!!! No dobra, trochę sobie naciągnęłam łydkę, ale zdjęcie jest. Nie szalejmy, na obraz się nie nadaje, bo znowu walczę o oddech. Kurcze, ja zamiast skupiać się na stopach, żeby lepiej wyglądały, muszę słyszeć komendę GŁOWA!!! Może wtedy coś będzie gotowe do publikacji. Wymyśliłam sobie prezent na urodziny - sesję zdjęciową na rurkach, ale jeszcze nie wiem, które (urodziny oczywiście) - czy zdążę do lata tego roku czy dopiero za rok na okrągłe urodziny. Zobaczymy.
Zapomniałam dodać, że przymierzamy się do flagi - na razie ze zgiętym kolanem i wisząc na zgiętych rękach - co i tak jest nie lada wyczynem - mi jeszcze się nie udało oderwać nóg od ziemi nawet na parę milimetrów - więc do flagi, półflagi itp. mam baaaardzo daleką drogę jednak zgodnie z moją zasadą 1 > 0; co znaczy, że każda próba przybliża mnie do finału.
piątek, 16 stycznia 2015
czas po egzaminie...
Już po egzaminie...trochę zmieniły się nam treningi, na jednych utrwalamy, poprawiamy technikę - co w moim przypadku jest bardzo, bardzo potrzebne i tu dodałabym próbujemy, a raczej próbuję ogarnąć figury, które teoretycznie już dawno powinnam umieć. Praktycznie jestem jeszcze daleko przed uzyskaniem ,,opcji do zdjęcia" - czyli pokazaniem danej figury tak, aby można było ją sfotografować. Dlaczego tak sobie stawiam wyzwanie? Gdyż po pierwsze - nie jestem już tak młoda, żeby było lepsze później, a po drugie do zdjęcia w figurze trzeba zastygnąć przynajmniej na więcej niż 10 sekund, a uwierzcie mi, czasami jest to mega osiągnięcie.
Drugi trening w tygodniu to podstawy tańca, poruszania się, chodzenia z gracją i nowe triki. O tyle do tańca trzeba wyłączyć myślenie typu: jak ja głupio wyglądam i dobrze się bawić, to co do nowych trików - masakra....dla mnie za szybkie tempo...pewnie 50% poznanych na tych zajęciach trików załapię dopiero za jakieś parę miesięcy. A co tam, przecież nikt mnie nie goni...no dobra trochę czas działa na niekorzyść, ale to tylko ode mnie zależy jak ja go wykorzystam. I wydaje mi się, że na razie ok.
Subskrybuj:
Posty (Atom)