Już nie jesteśmy kurkami tylko awansowałyśmy na rurkowe kociaki. Jak było...myślałam, że co tam, podejdę zrobię parę trików, pobujam się i po wszystkim...luzIk. A gdzie tam! Ledwo usłyszałam piosenkę, zrobiłam parę kroków i już mi się w głowie kręciło...co było dalej???? Nie mam pojęcia, było mi na pewno gorąco, w głowie istny bałagan i myśl ,,BOŻE, JA ROBIĘ CIĄGLE TO SAMO!!!" Jakoś dotrwałam do końca, chyba nie było źle (ale oczywiście to się jeszcze okaże, jak zobaczę filmik) - jednak spociłam się i zmęczyłam jakby wykonała całogodzinny trening, a nie 2 minutowy układ choreograficzny - bo dla tych, którym się wydaje, że co to jest pokręcić się trochę - zapraszam na trening... Na razie pojawiło się pierwsze zdjęcie z egzaminów, w moim wykonaniu coś co powinno wyglądać jak Jade - a wygląda, cóż, ....wiem jak - jak nożyczki....DO METALU!!!
Jutro sylwestrowe open gym, pójdę trochę się pomęczyć po świętach.
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!!!
wtorek, 30 grudnia 2014
wtorek, 23 grudnia 2014
I część...ZDANA!!!!
Oj nie było łatwo...ale generalnie, gdyby egzamin był łatwy, to nie byłby egzaminem. Niby nie było emocji przed, ale w czasie wykonywania figur byłam tak rozgrzana, że bez problemu trzymałam się w górze. No dobra, może 100% nie osiągnęłam...A zaczęło się od losowania - pierwsza kula - spiny - i co wylosowałam 3 figury z całej listy, których nie umiałam..już chciałam się poddać, ale kto nie próbuje to nie wygrywa...przeszłam do kolejnej kuli - figury statyczne - wylosowałam - stanie na przedramionach - udało się; double knee hook - no takie 90% i mega siniak w zgięciu łokcia i trzecia figura - side pike - też bardzo fajnie mi się udało, więc pierwszy zestaw zaliczony. Potem inverty - losowanie - jade - szczerze...na treningu było super - tu tak sobie, ale poprawię się, chyba za bardzo się spięłam i dlatego, następnie hmmm nie pamiętam...chyba.struddle (siodło) było tak sobie, ale zaliczone, nie jest to moja najmocniejsze figura, tym bardziej, że tak naprawdę niedawno opanowałam ją, ale było ok. Ostatni invert to hangback - zajebiście - puściłam się i nawet miałam ładnie paluszki u nóg wyprostowane. I jokery - czyli podeszłam do spinów - zaczęłam od angela - udało się, tylko zdjęcie nie będzie twarzowe - bo moja mimika była nie do opanowania. Jamilla - która jest moją zmorą - zamieniła się w losowaniu na layback - który prawie nie zaliczyłam, jednak skupiłam się, zmieniłam ręce i tara!!! Super. Jedną figurę mogłam zamienić na jaką chciałam, wylosowany ,,korek" zamieniłam na ,,jelenia" i egzamin zdany!!!!! Tzn. część pierwsza. Myślałam, że podeszłam do tego luzikiem, ale jak już się położyłam spać, emocje, których się nie spodziewałam opuściły mnie i nie mogłam zasnąć...po głowie krążyły mi myśli, jak mogła zrobić lepiej, gdzie był błąd,,,,jejku...masakra...
W piątek trening i przygotowywanie układu, w poniedziałek 2 część taneczna. Mam nadzieję, że sesja wyszła fajnie i do tego dołożę całkiem fajny układ.
Tymczasem...WESOŁYCH ŚWIĄT
W piątek trening i przygotowywanie układu, w poniedziałek 2 część taneczna. Mam nadzieję, że sesja wyszła fajnie i do tego dołożę całkiem fajny układ.
Tymczasem...WESOŁYCH ŚWIĄT
poniedziałek, 22 grudnia 2014
TO JUŻ DZISIAJ - EGZAMIN
Z części praktycznej. Czy się denerwuję? W sumie nie, bo od tego nie zależy moje dalsze życie, tylko przeszeregowanie do odpowiedniej grupy. Czy jestem przygotowana? Hmmm, nie wiem, to się jeszcze okaże. Dużo zależy od szczęścia w losowaniu. Bo np. ze spinów kompletnie nie umiem trzech figur i jak je wylosuje będzie niefajnie. Liczę na to, że będzie dobra zabawa, pozytywne wyniki i co najważniejsze - super zdjęcia (swoją drogą A. minęła się z powołaniem, bo zdjęcia robi naprawdę zajebiste). Za tydzień część taneczna - do której przygotuję się w drugi dzień świąt, oczywiście jak zdam dzisiaj. Piosenkę mam wybraną, tylko muszę poćwiczyć wstawanie z gracją z ziemi (ale o tym, później). A teraz:
DO DZIEŁA!!!
piątek, 12 grudnia 2014
Już za parę chwil, za chwil parę.....EGZAMIN!!!!
Tak, stało się! Termin wyznaczony, program przerobiony, teraz tylko zdać. Hmmmm, żeby to było takie łatwe, ale z drugiej strony kto nie próbuje ten nie ma. Podjęłam decyzję, idę na egzamin, I mam nadzieję, że zepnę się tak, jak na moim treningu życia, i wszystko mi wyjdzie, Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zimno nie sprzyja pole dance - po prostu ,,wysuszone" przez centralne ogrzewanie i nie tylko nasze ciała zwyczajnie zjeżdżają po rurze, zamiast ich się trzymać. Trzeba będzie przed egzaminem trochę podnieść temperaturę ciała ;-) Co będzie potem...mój ciąg dalszy uzależniony jest od wyniku egzaminu. Mogę znowu wrócić do średnio-zaawansowanej i dalej tłuc to z czym mam problem - a problemów mam wiele....albo iść dalej do przodu mając nadzieję, że to co zostało w tyle nie ,przerobione" jakoś w trakcie się nadrobi... Nie wiem, wszystko zależy od grupy, która jest ,,inaczej'' zdolna, hehehe (oczywiście nie generalizujmy, są naprawdę WYBITNE jednostki i też,,wybitne" jak ja), Jak grupa się nie rozpadnie, to będę szła dalej....Tak czy siak, klubu nie zamierzam opuścić, (Tylko, żeby kiedyś w przyszłości wnuk albo wnuczka nie przyszli do mnie i nie powiedzieli: babciu, już zejdź z tej rury,,,, hehehe )
poniedziałek, 24 listopada 2014
Dzisiaj był zajebisty trening!!!!
Wpadam do domu szczęśliwa, najchętniej wykrzyczałabym całemu światu - że udało mi się - ale spokojnie, raz, dwa, trzy, cztery, wdech..... ogłaszam mojemu małżonkowi - udało mi się zrobić Jade!!! - a co to jest?? - wiesz, wiszę do góry nogami, trzymając się tylko pod pachą i robię szpagat - ale ty nie umiesz zrobić szpagatu... - ???!!!??? - Kurczę, ok może do szpagatu mam jeszcze trochę - ale skoro nazwałam figurę - a nie dodałam - ,,prawie"- to chyba wyglądało!!!! Ale i tak nie popsuł mi humoru, bo dzisiejszy trening był po prostu super. No dobra, nie udało mi się zrobić kulki do góry nogami, ale co tam jedna figura - do pozostałych, które pokonałam!!! Były też zdjęcia - więc są dowody. :-) Co do orderów, to noga już piecze, na pewno będzie mega siniak na lewym udzie. I tyle... na dzisiaj....
czwartek, 20 listopada 2014
Pani profesor....
tak, egzamin już za miesiąc, oczywiście postępów w moim wykonaniu brak, a figury kolejne dochodzą. Wróć!!! Postępów fizycznie nie ma, ale, ale..... w teorii to jestem prawie profesorem, (podkreślam prawie - bo jeżeli chodzi o wypowiedzenie niektórych nazw - to raczej tworze nowe, niż wymawiam poprawnie) heheh, tylko asystentki wykonującej ćwiczenia brak. Wiem, jak większość figur powinna wyglądać, jak w nie wejść, tylko kurcze, dlaczego nie przekłada się to u mnie praktycznie. No cóż, nie każdy wygina ciało śmiało....Wczoraj próbowałam supermena, bo z Jamillą dałam sobie już spokój (sine udo i naciągnięty nadgarstek mi wystarczy na chwilę obecną), i jak to bywa w moim wykonaniu, już wiszę, już trzymam się i teraz....trzeba przerzucić nogę...(dlaczego w wykonaniu innych wygląda to tak prosto????!!!????); no więc próbuję się podciągnąć, żeby ból z obcieranej nogi o rurę był mniejszy, odklejam ,,przenoszę" - o kurczę nie zdążyłam - buch - jestem na ziemi. Mogę co najwyżej zaśpiewać sobie piosenkę Kai ,,Supermenka' ;-) A co do piosenki - mam wybraną na egzamin taneczny - co prawda niespecjalnie się nim przejmuję, przecież prawdopodobieństwo zdania części praktycznej - jest podobne do tego jakie ma student przychodzący z imprezy na egzamin. Dobra, obstawiać będziemy później, ale piosenka wybrana: to Run Baby Run Sheryl Crow. Będę biegała i kręciła się dookoła rury przez 3 minuty - tak też można, a co...ktoś mi zabroni???. Ewentualnie w grę też wchodzi Can't Cry Anymore tej samej wokalistki.
Tak na koniec usłyszane w szatni damskiej (autentyk) - ,,ale ty masz cycki" - ''co ty, ostatnio mi zmalały" - " tak?? w sumie mi też, ale dzięki temu stały się bardziej sterczące" - (..)???????!!!!?????
O kurcze!!!!????!!! Mi jak zmaleją to tylko dr Szczyt mi pomoże. Dla niewtajemniczonych średnia wieku dziewczyn w szatni nie przekracza "26" (jak siebie wyrzucę poza nawias ;-)
Tak na koniec usłyszane w szatni damskiej (autentyk) - ,,ale ty masz cycki" - ''co ty, ostatnio mi zmalały" - " tak?? w sumie mi też, ale dzięki temu stały się bardziej sterczące" - (..)???????!!!!?????
O kurcze!!!!????!!! Mi jak zmaleją to tylko dr Szczyt mi pomoże. Dla niewtajemniczonych średnia wieku dziewczyn w szatni nie przekracza "26" (jak siebie wyrzucę poza nawias ;-)
niedziela, 16 listopada 2014
ani tak, ani siak....
miał być fun, a zrobiło się niemiło. Termin egzaminu się zbliża, umiejętności wcale się nie poprawiają. Miałam się dobrze bawić, a zaczęłam się spinać. Kurczę, muszę sobie jakoś w łepetynę wbić, że ja w tym wyścigu nie biorę udziału. Nie te lata, nie te umiejętności...relaks (adin, dwa, tri....). Bolą mnie ręce, mam mega siniaka na udzie i chyba załapałam kolejne zgodnie z porą roku - tym razem przesilenie jesienne, a raczej przedzimowe??? Kto to wie.... tak czy siak jestem zmęczona. Nie poddaję się, bo nie o to chodzi, ale przecież nikt nie lubi być na końcu. Na razie wykorzystuję piątki - jako dodatkowy czas na próby tego co chciałabym zrobić - czyli najbardziej spektakularne - inverty. A co! Tu odzywa się moja babska próżność - chcę pokazać jak super to wygląda - i poczuć uznanie. Bo jak na razie dostaję od mego męża ,,złote rady" - lepiej przerzuć się na szachy, a może lepiej basen itp. itd. Jak on po meczu albo po treningu nie może wstać, to mu nie karzę przerzucić się na szachy....no dobra, czasem rzucę jakimś tekstem....ale zawsze wspieram. Jutro znowu poniedziałek, kolejny trening, nowe wyzwania....Go fot it!!!!Yeahhhh!!!
wtorek, 4 listopada 2014
tragedia, masakra, beznadzieja....
....kompletny dół!!!! I gdzie ja się pcham, na jakiś egzamin. Wczoraj żadna figura mi nie wyszła. ŻADNA!!!!! Nawet takie, które kiedyś tam mi się udawały. Normalnie ryczeć mi się chciało, w sumie jak teraz o tym pomyślę to dalej mi się chce, ryczeć oczywiście. Ogarnęło mnie totalne zniechęcenie. Mimo, że w piątek poświęciłam prawie całą godzinę na Jamille, to jedyne co mi się udało osiągnąć, to mega siniak na prawym udzie. Można? Można! Wczoraj już było mi tak wszystko obojętnie, że nawet odważyłam się wystawić mój poorany rozstępami, wielki brzuch na publiczny widok, żeby zrobić Yogina. I niestety to też nie pomogło. Zostanę historią klubu - ,,tak która nigdy nie opuściła grupy średnio-zaawansowanej".
piątek, 31 października 2014
chyba porwałam się z motyką na słońce...
...a dokładnie z moimi umiejętnościami na egzamin. Lista figur - imponująca - możliwość błędu na 3 działy - 3 koła ratunkowe - czyli ok. 90% powinnam umieć - a ja, no cóż, raczej nie należę do tych ,,latających bez problemu'' na rurze. Obecnie jestem na etapie - trochę bardziej wygiętego i bardziej flexi - koali, czyli jak można zauważyć - ciągle!!! - MISIA, a umiejętności na poziomie 10-15%. Moje mocne postanowienia zrzucenia trochę ciała ma się nijak do mojego wkładu pracy - który wynosi ciągle 1% - czyli nie nabieram, (no co, to zawsze coś, heheh). Jestem taką osóbką, która nie przejdzie obojętnie obok niektórych słodyczy - dobrze, że w domu mam dwa małe trutnie, które dość szybko opróżniają zapasy - więc dla mnie nie zostaje wiele - (na szczęście) - bo inaczej nie wiem co by było....Czyli po prostu, nie zaparłam się wystarczająco i tyle, nie ma co tłumaczyć.Wracając do egzaminu, dzisiaj kolejny piątek, czyli dodatkowe zajęcia dla przygotowujących się do egzaminu - pewnie, że idę, zawsze to kolejna dawka ruchu. Nawet, jeżeli potem i tak zostanę w grupie wiecznie średnio-zaawansowanej, doprowadzę do perfekcji podstawy. :-)
Od czego jest moja ambicja, skoro instruktorka we mnie wierzy, to dlaczego ja nie miałabym. Wydrukowałam sobie listę figur do egzaminu (a co, ha), odhaczyłam to co umiem (za dużo tego nie było, więc poszło szybko) a do reszty nazw rysuję pamperki patyczki, żeby chociaż kojarzyć figurę z jej nazwą. I byle do przodu. Plan na dzisiaj - Jamilla
Chwyt rąk nazywa się szpagatowy, cały ciężar generalnie trzyma się na jednej ręce - i wszystkie figury z takim chwytem są dla mnie wyzwaniem. Obiecałam sobie, że wzmocnie ręce, ale jakoś w domu mi kompletnie to nie wychodzi....
Od czego jest moja ambicja, skoro instruktorka we mnie wierzy, to dlaczego ja nie miałabym. Wydrukowałam sobie listę figur do egzaminu (a co, ha), odhaczyłam to co umiem (za dużo tego nie było, więc poszło szybko) a do reszty nazw rysuję pamperki patyczki, żeby chociaż kojarzyć figurę z jej nazwą. I byle do przodu. Plan na dzisiaj - Jamilla

piątek, 24 października 2014
no i stało się....
....termin egzaminu został wyznaczony na środek grudnia. Cóż mam w tym temacie powiedzieć, poza tym, że generalnie zasada jest prosta - do egzaminu zawsze się podchodzi, co najwyżej będzie sesja poprawkowa. Moja instruktorka chyba bardziej wierzy we mnie, niż ja sama. W piątki jest open gym, czyli możemy przyjść i ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Dzisiaj piątek - 17.00 - ruro bój się!!! Idę na podbój (mam nadzieję, że nie zabój) figur pole-dance-owych. Ostatnio nie bardzo mi szło, balerina w wersji ostatecznej na chwilę obecną jest nie do osiągnięcia - kurcze mam chwycić lewą ręką prawą nogę wisząc na rurze - ja nawet stojąc na ziemi tego nie zrobię - więc w tym wypadku będę na pewno potrzebować koła ratunkowego. Nie, nie - nie oszukuję się, że tylko to jest przeszkodą - tych przeszkód w moim wydaniu jest znacznie więcej. Zobaczymy jak dzisiaj będzie, kiedy będę panią samej siebie, a do tego będę miała do pomocy dwie!!! instruktorki. Wierzę że mi się uda, że moje marzenia się spełnią.

NIE ZAPOMINAJMY MARZYĆ!!!
wtorek, 21 października 2014
Dla każdego coś miłego, czyli babski wyjazd w góry
W ten weekend jak co roku wybrałyśmy się w góry. Byłam w szoku, kiedy zebrało się nas aż 10!!! Docelowo, wyjechałyśmy w 8, ale to i tak sukces, gdyż pierwszy wyjazd odbył się w 3 osoby. Umówiony wyjazd był na sobotę 6 rano, ale to by było za piękne...i oczywiście był poślizg 20 minutowy, drugi kierowca się nie wyrobił. Szklarska powitała nas o 9.00 rano pięknym słońcem i tak miałyśmy do końca naszego pobytu, czyli do niedzieli. Szrenica zdobyta, z procentowymi wspomagaczami w butelkach po play-ach ;-) i super pysznym grzańcem na Hali Szrenickiej. Wieczorem w sali kominkowej babskie ploty do północy przy winach, chipsach (wow!) i orzeszkach. Ale w doborowym towarzystwie niczego innego nie potrzeba. Szybko czas minął, nawet z domów nie było telefonów (już zaczęłam się martwić, że nie tęsknią - ale jak przyjechałam to dzieci się przykleiły do mnie, jakby mnie tydzień nie było...) Następny...już za rok. Aha, nie byłybyśmy sobą, gdybyśmy w drodze powrotnej nie pobłądziły - skoro można wracać z Karpacz autostradą - co zrobiłyśmy3 lata temu, to czemu nie zwiedzić okolic Bolesławca (po zjechaniu nie tym zjazdem co trzeba z ronda). Nawigacje są genialne, hehehe.
piątek, 10 października 2014
jak chemii nie było to już nie będzie....
...a dokładnie między mną a jedną z dziewczyn z treningu. W sumie trochę rozumiem ją, bo jak mi ktoś nie podejdzie, to choćbym się mega bardzo starała, to zawsze jakoś ta niechęć prześliźnie się między wierszami. Zwyczajnie działam jej na nerwy, dokładnie nie wiem w jakim sensie, ale tak jest i luzik....po prostu zajmę się sobą, a nie będę na siłę próbowała prowadzić jakiś dialogów...za duża jestem na to, żeby się przejmować (chociaż skoro o tym napisałam, to trochę mnie to ruszyło, bee nie lubię być słaba, a tu objawiła mi się moja słabość). Dobra dosyć o takich tam pierdołach.
Wracając do treningów - UWAGA - MAM NOWE WYZWANIE - SIODŁO - inaczej Chopper
na razie jestem na etapie ,,0", bo sumie pomyślałam, że tak naprawdę w tej figurze nie ma etapów, po prostu trzeba podrzucić tyłek do góry i przerzucić nogi za głowę (i przy okazji nie udusić się własnymi piersiami). No dobra to zostałam na poziomie próby zarzucenia mojego szanownego tyłka do góry - z tym przerzuceniem nóg będzie gorzej, bo jednak dupę mam zdecydowanie cięższą od głowy...a to jeszcze nie koniec - ostateczną formą do zaliczenia jest figura bez rąk
Hercules (No Handed Chopper). A podsłuchałam, że egzamin dla nas szykuje się na listopad. Kurcze, znowu będę musiała zmienić grupę.....
Wracając do treningów - UWAGA - MAM NOWE WYZWANIE - SIODŁO - inaczej Chopper


wtorek, 7 października 2014
pidżama rura party
Z soboty na niedzielę 4/5.10 odbyły się 1 urodziny mojego klubu, a co za tym idzie było pidżama rura party!!! Zebrało się nas chyba 18 lasek - średnia wieku 22-32 i ja.....wyrzucam się poza nawias, żeby nie zawyżać średniej. Było super przyjemnie, był trening, były warsztaty light - tzn na zakręconej rurce - triki - jak ładnie przejście z gracją i seksapilem....(bo we mnie jest seks..., hehehe, chyba obok mnie) Tak czy siak, nawet mi wyszło, potem oczywiście był kolejny trik i już odpuściłam...piłyśmy kolorowe i słodkie (ale oczywiście z mocą) shot-y . I zaczęło się...sesja zdjęciowa wg własnej stylizacji - ja - stylizacja żadna - bo nie zrozumiałam po co mam przynieść jakieś dziwne rzeczy na przebranie - no to się dowiedziałam - jako jedyna mam (chyba mam) sesję zdjęciową w ubranku treningowym - i nie byłoby w tym nic złego - gdybym w nim chociaż trochę lepiej wyglądała...Nie widziałam jeszcze efektów mojej sesji (byłam spięta, jakbym połknęła kołek - do Top Model się nie nadaję) - zachowawczo zrobiłam sobie zdjęcia u dwóch fotografek - zobaczymy co dziewczyny wyłuskają z tego. No ale nie czas na użalanie się nad sobą, zdjęcia są zawsze bodźcem do kolejnej zmiany w odżywaniu - bo już miałam zastój - odrzuciłam słodycze - uwierzcie mi, to dopiero 4 dzień - jest mega ciężko (nigdy nie paliłam - ale myślę, że detoks jest podobny). Na drugie urodziny klubu będę lepiej przygotowana. Wracając do party - były jeszcze tańce, szaleństwa na rurkach, i seans filmowy. Fajnie, czekamy na kolejne.....
Bilans po imprezie - zbite, obolałe z filetowym siniakiem kolano (najlepsze, że zrobiłam sobie takie ała jeszcze przed shotami); zakwasy wszędzie - dosłownie, i mega niedospanie. Ale dzisiaj już ok. Odespałam.
Bilans po imprezie - zbite, obolałe z filetowym siniakiem kolano (najlepsze, że zrobiłam sobie takie ała jeszcze przed shotami); zakwasy wszędzie - dosłownie, i mega niedospanie. Ale dzisiaj już ok. Odespałam.
czwartek, 25 września 2014
do przodu....

...tak sobie myślę, że wzięło mnie na maksa...w poniedziałek mimo zmęczenia po weekendzie i 8-godzinnym ,,spacerze" po Górach Stołowych miałam siłę na treningu. (Tak a'propo akurat wtedy (czyli w górach) by się przydało włączyć endemondo, żeby potwierdzić ,,przespacerowane" 30 km, ale nikt o tym nie pomyślał, przecież wg planu szliśmy w lajtowe góry na grzańca....) No dobra, wracając do treningu, udało mi się zrobić Gemini, może nie idealnie, bo do szpagatu jeszcze mi daleko, ale nawet powtórzyłam, więc nie był to przypadek. Zadowolona, pełna energii wróciłam do domu. A od wtorku (pewnie dlatego, że to już jesień i dopadło mnie przesilenie jesienne ;-) totalna padaka. W środę na treningu nawet nie mogłam się lekko utrzymać na rurce, nie wspominając o zrobieniu jakiejkolwiek figury, ojjj wróć!!! Zrobiłam niezniszczalnego ,,misia koalę" (ale chyba już po zjedzeniu liści), bo ślizgałam się w dół, aż sam dźwięk bolał.
I wracając do pierwszego zdania, mimo mojego pasma niepowodzeń nie poddaję się, tak sobie pomyślałam, że z uporem maniaka przychodzę, próbuję, spadam, wstaję, gadam do nóg (o, matko! to nie jest normalne), żeby się przesunęły, zgięły itp. Prawie jak persony, które uważają, że umieją śpiewać, idą do programów (nie, nie nie obawiajcie się, do ,,mam talent"się nie wybieram, heheh), tam ich wyrzucają, mówią, nie śpiewaj a oni i tak dalej to robią,. Ojjjjj, chyba jestem zmęczona....jakie wywody. Anyway, idę dalej do przodu...Czasem wolniej czasem szybciej, ale do przodu....
środa, 17 września 2014

Chyba powinnam pić to wino przed każdymi zajęciami. A ja piję kawę i myślę, że mogę zostać boginią rury, bo mi się Crucifix udał (szczegół, że po pół roku). Anyway, nie było znowu tak źle, wszystkie basic (oprócz karuzeli albo princeski - ciągle nie pamiętam nazw) zrobiłam, więc tragedii nie ma. Dalej bawię się fajnie, z chęcią przychodzę i chcę więcej. To chyba dobry znak. I to tyle na dzisiaj.
poniedziałek, 15 września 2014
yes, yes, yes!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Udało się, w końcu zrobiłam
inverted crucifix!!!!!
Nawet udało mi się to powtórzyć parę razy do zdjęcia (ok, zdjęcie może nie najlepiej przedstawia mój cały wysiłek, ale uwierzcie łatwo nie było..) Więc kolejną figurę mogę dopisać do listy, które już potrafię. Lista może nie jest imponująca, ale już teraz będzie coraz lepiej. Najgorsze, że odnowiła mi się kontuzja nadgarstka, kupiłam Naproxen i mam nadzieję, że zadziała, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jejku, jak ja się cieszę.
Oczywiście mój siedmiolatek chwycił aparat i ogląda zdjęcia - pyta - czemu stoisz do góry nogami.... - nie stoję, tylko wiszę - ...a po co????? Hmmmm, nie ma to jak zimny kubeł wody od własnego dziecka, hahahah.
wtorek, 9 września 2014
konkurs siniaków...

Wczoraj na zajęciach odbył się konkurs siniaków - kto ma jakie i ile po warsztatach z Patrykiem. Moje fioletowe ramiona przeraziły nawet moje dzieci -
synek - zapytał co to jest - odpowiadam siniaki - a skąd masz - po treningu - na to mój rezolutny siedmiolatek stwierdził: - coś nie chudniecie na tych twoich ćwiczeniach, chyba źle ćwiczysz, powinnaś biegać, bardzo dużo biegać. Hmmmm
A jak było na warsztatach - bardzo fajnie - Patryk - to przemiły, bardzo normalny gościu, który miał więcej gracji niż cała nasza sala dziewczyn. Pokazał sporo fajnych figur, i co chwilę podpowiadał, co wyprostować, gdzie chwycić itp. Pomagał wszystkim. Aż dałam z siebie 200%. Naprawdę, mega zmęczona, ale bardzo dumna z siebie wróciłam do domu.
(na zdjęciu Patryk pomaga mi zrobić kulkę)
Wczoraj myślałam, że raczej nie dam rady utrzymać się na rurce - a tu niespodzianka - dalej robiłam i...udało mi się zrobić starfisha - co prawda nie z reversa - a z ziemi - ale figura wykonana. Na przyszłych zajęciach zrobię sobie zdjęcie. Ah, nawet nasza instruktorka mnie pochwaliła, że jak na moją aktywność na warsztatach, super sobie radziłam na zajęciach. To chyba dlatego, że już nie czułam bólu. Powinnam dzisiaj znowu iść...za ciosem...ale dzisiaj popołudnie zaplanowała mi szkoła - trzy zebrania...
piątek, 5 września 2014
PADŁAŚ, POWSTAŃ, PORAW KORONĘ I ZASUWAJ....
Strasznie mi się spodobało to memo z kubka na fc. W końcu wszystkie jesteśmy księżniczkami... (i tu wywołuję uśmiech mojej przyjaciółki, która przypomina sobie mój sygnał w komórce -,,sms dla księżniczki...") W końcu jak w domu mam samą męską płeć, to kto jak nie ja jest księżniczką...ale do rzeczy. Rurki miałyśmy z nową prowadzącą - na razie nie potrafię ocenić - tym bardziej, że byłam tak skupiona, żeby cokolwiek mi wyszło, że chyba nie miałam czasu na jakieś tam obserwacje. Moje postępy są takie sobie, niby coś robię, niby mi wychodzi, już się cieszę, kiedy wiszę w figurze i śllllisk, jestem na ziemi, bo moje ,,spięcie" wytrzymało parę sekund. Hahah, jeszcze raz do grupy początkującej i będzie nieźle. A....zapomniałabym, w niedziele zapisałam się na warsztaty z panem, który jest personą w świecie pole dance. Trochę wstydzę się wskoczyć w moje rurkowe ubranko, ale z drugiej strony, przecież Pan jest z drugiej strony polski, i ma w nosie kto jak wygląda, więcej go nie zobaczę. Będą to pierwsze tego typu moje warsztaty, nie wiem czego się spodziewać, a jak czegoś nie znamy, to zazwyczaj się boimy, i zwyczajnie się boję.
Zaczął się rok szkolny, a co za tym idzie zajęcia dodatkowe moich dzieci. Normalnie musieliśmy rozpisać tydzień logistycznie, żeby każdy wszędzie był tam gdzie trzeba. Musimy się nagimnastykować, bo moje rurki pokrywają się z koszykówką starszego i jednym basenem młodszego. Do tego wszystko odbywa się różnych stronach miasta. Więc najpierw było spięcie - kto co i jak. (Opowiadałam to dziewczynie na rurkach, która powiedziała, że trzeba mieć czas dla siebie i - ja do niej, że ,,no właśnie, dlatego powiedziałam moim synom, że ja nie rezygnuję, tylko oni, bo jeszcze są młodzi" i chciałam dodać, że tak w żarcie rozmawiałam z mężem, ale nie zdążyłam, bo zaczęły się zajęcia - spojrzała na mnie dziwnie i już się nie odezwała - o matko - wyszłam na wyrodną egoistyczną matkę, hehehe). Ale wracając do naszego planu logistycznego - to mąż zawozi, ja odbieram, i każdy dostaje po jednym basenie młodego (tzn, że siedzi godzinę na widowni i patrzy jak dzieciaki pływają, albo idzie na zakupy do Lidla ;-). Wszystko możemy pogodzić, podstawa to dobra organizacja i trochę chęci. Buziaczki dla wszystkich zalatanych....
Zaczął się rok szkolny, a co za tym idzie zajęcia dodatkowe moich dzieci. Normalnie musieliśmy rozpisać tydzień logistycznie, żeby każdy wszędzie był tam gdzie trzeba. Musimy się nagimnastykować, bo moje rurki pokrywają się z koszykówką starszego i jednym basenem młodszego. Do tego wszystko odbywa się różnych stronach miasta. Więc najpierw było spięcie - kto co i jak. (Opowiadałam to dziewczynie na rurkach, która powiedziała, że trzeba mieć czas dla siebie i - ja do niej, że ,,no właśnie, dlatego powiedziałam moim synom, że ja nie rezygnuję, tylko oni, bo jeszcze są młodzi" i chciałam dodać, że tak w żarcie rozmawiałam z mężem, ale nie zdążyłam, bo zaczęły się zajęcia - spojrzała na mnie dziwnie i już się nie odezwała - o matko - wyszłam na wyrodną egoistyczną matkę, hehehe). Ale wracając do naszego planu logistycznego - to mąż zawozi, ja odbieram, i każdy dostaje po jednym basenie młodego (tzn, że siedzi godzinę na widowni i patrzy jak dzieciaki pływają, albo idzie na zakupy do Lidla ;-). Wszystko możemy pogodzić, podstawa to dobra organizacja i trochę chęci. Buziaczki dla wszystkich zalatanych....
PADŁAŚ
POWSTAŃ
POPRAW KORONĘ
I ZASUWAJ
wtorek, 2 września 2014
niby dobrze, niby źle
Wczoraj znowu mi się grupy połączyły, hehe to już moja 4 grupa. Dziewczyny odchodzą, przechodzą wyżej, a ja dalej w jednym miejscu, ciągle jakby ktoś mnie mijał... Co prawda w końcu ćwiczę podstawy, i powoli (zaznaczam POOO-WOOO-LIIII) robię postępy. Nasz balerina w końcu się rozkręciła, fajnie zaczęła żartować i z większym luzem i dystansem podchodzi do naszych postępów (a raczej ich braków). Od środy jednak nowa zmiana - będziemy miały nową prowadzącą - dziewczynka jest mojego wzrostu, może trochę mniejsza, super zgrabna (ma kaloryfer na brzuchu!!!!) i jest mega rozciągnięta - teraz to już nawet nie mam złudzeń, że kiedykolwiek dogonię prowadzącą.....A co do moich wygibasów zrobiłam lainera - ale już superman rewers mi nie wychodzi - jak to powiedziała prowadząca, że mimo trzymania się wewnętrzną stroną ud (i tu mam się czym trzymać, ha), trzeba spiąć pośladki - i właśnie w przejściu i spięciu (a raczej próbach spięcia) legnę na materac - pach.....zobaczymy jak będzie jutro......
czwartek, 28 sierpnia 2014
fajnie było...
naprawdę, wczorajsze zajęcia było bardzo fajnie. W końcu - całkiem sama zrobiłam skorpiona - niestety nie udało się zrobić zdjęcia - bo po pierwsze udało mi się zrobić 1 raz, a po drugie wisiałam może z 10 sekund, zanim ból obcieranego brzucha o rurkę zmusił mnie do zejścia (a raczej łupnięcia na ziemię). W tej figurze chodzi o to, aby utrzymać rurę pod zgiętym kolanem i boczkiem (ale w związku z nadmiarem skóry - takiej wersji się trzymam;-) ciężko mi było wbić rurę w boczek i dlatego tak bolało. Było bardzo wesoło, grupa jest na normalnym poziomie - czyli nie lecą z figurami jak supertalenty (nie chcę tu nikogo obrazić, bo i tak są lepsze ode mnie) - ale w takim towarzystwie jest śmiesznie, przyjemnie. Znowu mam siniaki - po urlopie - czuję się znowu swojsko. Mam dzisiaj zakwasy i jest fajnie.
A do tego odważyłam się stanąć na wadze i uff ulga tylko +0,5 kg - jak na wakacyjne obżarstwo nie jest źle. Jednak czas wrócić do rzeczywistości i dalej walczyć o zrzut a nie nabór kg. Muszę też wziąć się za mojego lubego, po koszulką nagle wyrosła mu piłka - i nie tenisowa - raczej lekarska. Oczywiście nie jest to od piwa. Jak ktoś uważa inaczej to (oczywiście wg mojego męża) to jest w błędzie. To dlatego, że już dawno nie był na sali. Hmmm, biorąc pod uwagę, że oldboye biegają 2 godziny po sali, a potem integrują się na piwie, nie wiem, czy to da jakiś pozytywny rezultat, ale niech próbuje. A co...
A do tego odważyłam się stanąć na wadze i uff ulga tylko +0,5 kg - jak na wakacyjne obżarstwo nie jest źle. Jednak czas wrócić do rzeczywistości i dalej walczyć o zrzut a nie nabór kg. Muszę też wziąć się za mojego lubego, po koszulką nagle wyrosła mu piłka - i nie tenisowa - raczej lekarska. Oczywiście nie jest to od piwa. Jak ktoś uważa inaczej to (oczywiście wg mojego męża) to jest w błędzie. To dlatego, że już dawno nie był na sali. Hmmm, biorąc pod uwagę, że oldboye biegają 2 godziny po sali, a potem integrują się na piwie, nie wiem, czy to da jakiś pozytywny rezultat, ale niech próbuje. A co...
wtorek, 26 sierpnia 2014
tak, tak! to w lustrze to niestety ja.......
...ten saaaaaam, tak tak. Tak, moje odbicie w gaciach i bluzeczce na ramiączkach ,,cudownie" obnażyło wakacyjne lenistwo. Dlatego mimo wolnych rur bezpośrednio przy tafli lustrzanej, wybieram drugi rząd. No dobra bądźmy szczerzy, dziewczyna przede mną raczej w całości nie zasłania mojego odbicia (jak ma to zrobić jak jest dwa razy węższa), więc jakiś tam kawałek zawsze się ukarze i masakra. Co do postępów na rurce - ani dobrze, ani źle, czyli nadal stoję w miejscu. W sumie to wczoraj tak niewiele zrobiłam, że zastanawiam, się po czym był taka zmęczona - aaaa, już wiem - po próbach podniesienia mojego tyłka ponad głowę (ale grawitacja wygrała, - takiej wersji się będę trzymać, zawsze lepiej to brzmi, niż brutalna prawda).
Ciągle zastanawiam się dlaczego się nie poddaję, przecież kompletnie mi nie idzie - dochodzę do wniosków
1. albo naprawdę wierzę, że jestem w stanie zostać akrobatką, (buuuu, hahahahahah)
2. albo (co jest bardziej prawdopodobne) przechodzę kryzys wieku średniego, czyli nie dopuszczam myśli, że już jestem za stara, żeby mi się udało.
Ciągle zastanawiam się dlaczego się nie poddaję, przecież kompletnie mi nie idzie - dochodzę do wniosków
1. albo naprawdę wierzę, że jestem w stanie zostać akrobatką, (buuuu, hahahahahah)
2. albo (co jest bardziej prawdopodobne) przechodzę kryzys wieku średniego, czyli nie dopuszczam myśli, że już jestem za stara, żeby mi się udało.
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
a jednak skrzatów nie ma.....
....jak to w zamieszaniu związanym z pakowaniem, ogarnianiem przed wyjazdem na urlop już zwyczajnie zmęczona, pozostawiłam dom tyle o ile, z nadzieją, że może skrzaty, elfy wypolerują mi domek na nasz powrót...i niestety rozczarowanie - podłoga jak była brudna tak została (i tu też pada moja kolejna teoria, a raczej malutka iskierka nadziei - to jednak w nocy w mojej szafie nie elfy zmniejszają mi ubrania, że rano są jakieś ciasne, shit!) Więc zaraz po urlopie, pranie, sprzątanie....Urlop, urlop, urlop.....minął wcale nie tak szybko jakbym się spodziewała, gdyż urlop nad morzem z moimi Panami - (jak ich kocham najmocniej na świecie, to....) nie należy do super relaksujących. Po wejściu na plażę - czyli jak tylko wbiliśmy parawan, rozłożyliśmy koce i chłopaki sprawdzili czy woda w tym roku nie zamraża im nóg (swoją drogą pierwszy raz Bałtyk był taki ciepły, od kiedy jeździmy) - pada nieśmiertelne pytanie - mamo masz coś do jedzenia - nie szkodzi, że przed chwilą zjedliśmy śniadanie. Przecież przeszliśmy przez las (jakieś 500 m) na plaże..No dobra, na takie pytanie - jestem nad jakąkolwiek wodą - przygotowana. Pół dnia (czyli dopóty, dopóki mam jedzenie) mija miło i spokojnie -ja czytam książkę, a chłopaki szaleją na plaży. Ale w końcu nadchodzi ta chwila, kiedy trzeba wybrać się na jakiś obiad - mój super wspaniałomyślny mąż, abym też miała wakacje zarządził, że jemy na mieście - tylko, że wyobraźcie sobie 4 osoby, które chcą jeść kompletnie co innego - masakra - i to, jak co roku jest punktem zapalnym naszych wyjazdów (kur...., szybciej bym coś ugotowała, mniej stresu by mnie to kosztowało, niż chodzenie po nadmorskiej miejscowości próbując wszystkich zadowolić). Mój mężulek stwierdził, że jest nad morzem i będzie jadł rybę, i był wielce zbulwersowany, że my chcemy coś innego - bo wg niego kto je pierogi nad morzem????? Otóż - ja!!! Trzeciego dnia nie mogłam potrzeć na frytki, Kacper chciał jeść codziennie pulpety, a Marcel...hmm - on generalnie w ogóle nie miał potrzeby jedzenia....I tak każdego dnia. ,,Pełen relaks" Ale przeżyłam i z radością wróciłam do domu.... Ale nie było tak źle, tylko posiłki to masakra, reszta jakoś przeszła - poznałam nowości w drinkach - otóż Panie ze Śląska częstowały mnie drinkami - wódka z....wodą truskawkową....ciekawe doznania (brrr, dalej na samą myśl mnie telepie) - ale na pewno więcej nie powtórzę ;-) Miałam też chwile dla siebie, bez jęczydełek - rano zanim oni otworzyli oczka - biegłam sobie na plaże - i tam biegałam...żartuję....raczej podbiegałam od falochronu do falochronu - i na kompletnie pustej plaży - mogłam przećwiczyć moje ćwiczenia rozciągające. Nieważne jak to nieporadnie wyglądało, przecież nikt mnie nie widział, a mi wydawało się, że na takiej super pięknej plaży, nie może to wyglądać źle. Ha. i z czystym sumieniem, po południu pochłaniałam gofra. Drugi tydzień, to jezioro, wędkowanie (a raczej 90% rozplątywanie żyłem w wędkach chłopaków) i spacery dookoła jeziora połączone z szybkim grzybobraniem. Dzisiaj już jestem w pracy, po południu idę po przerwie na rurki, boję się, że wszystko zapomniałam...
piątek, 8 sierpnia 2014
w końcu urlop!!!!
Od dzisiaj od godziny 11.30 oficjalnie rozpoczynam urlop!!! I tu zaczynają się moje problemy. Jak nie przytyć na urlopie. W sumie teoretycznie bardzo łatwo - czyli jeść zdrowo, ćwiczyć...bla bla bla. Kto z nas tego nie wie. W praktyce jest zupełnie inaczej, wiadomo, że gofry nad morzem smakują tylko z bitą śmietaną, a ryba z frytkami, a nie ryżem ;-) Nie wspomnę o zimnym piwie na plaży. Ratuje mnie tylko to, że piwa na plaży nie piję - bo, prozaiczny powód - nie ma WC, więc nie robię sobie kłopotu. Co do gofrów jest trochę gorzej, co prawda nie lubię z bitą śmietaną, ale sosu tofii sobie nie odmawiam. I po prostu obiecuję sobie, że chociaż przynajmniej parę pompek się przydarzy. Może i ,,deska" i jakieś tam rozciąganie wpadnie. Cóż pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że będzie dobrze ;-).
A co do rurek, od kiedy zmieniłam grupę na tą, która zaczęła miesiąc później idzie mi znacznie lepiej, ale teraz przerwa dwutygodniowa i znów mogę być w tyle....zawsze będę mogła cofnąć się znowu. (taki własny żarcik, wiem tylko ja się zaśmiałam). Aha, nie byłabym fair gdybym nie wspomniała, że dostałam pochwałę od naszej guru, że zrobiłam postępy w rozciąganiu - (może to brzmi infantylnie) ale dodało mi skrzydeł.
I to tyle, do zobaczenia po urlopie.
A co do rurek, od kiedy zmieniłam grupę na tą, która zaczęła miesiąc później idzie mi znacznie lepiej, ale teraz przerwa dwutygodniowa i znów mogę być w tyle....zawsze będę mogła cofnąć się znowu. (taki własny żarcik, wiem tylko ja się zaśmiałam). Aha, nie byłabym fair gdybym nie wspomniała, że dostałam pochwałę od naszej guru, że zrobiłam postępy w rozciąganiu - (może to brzmi infantylnie) ale dodało mi skrzydeł.
I to tyle, do zobaczenia po urlopie.
czwartek, 7 sierpnia 2014
czy dzieci są przeszkodą? Taka dygresja o dzieciach.
Wczoraj nawiązała się rozmową na temat dzieci, a konkretnie zaczęło się od wychwalania nowej instruktorki tzn. jej ciała - dziewczyny ,,przed - dzietne" wpadły w zachwyt i niedowierzanie nad tym, iż owa Pani jest po dwójce dzieci, w ,,średnim" wieku i tak świetnie wygląda - i padło pytanie co robić, żeby tak było? W sumie mam sporo koleżanek w ,,średnim" wieku (czyli moje rówieśnice), które są po dwójce, a nawet trójce dzieci i wyglądają zajebiście (i tu niestety muszę wspomnieć, że nie są takimi maniaczkami sportu jak ja, ba...nawet od wielu lat spodnie sportowe zakładają tylko do sprzątania - wiem życie jest niesprawiedliwe, bo mi daleko do takiego stanu sic!!). Ale wracając do tematu, który wczoraj się wywiązał, a że jestem w tym samozwańczą ekspertką - stwierdziłam - można tak wyglądać nawet po 5 dzieci - ale zasada jest jedna - nie jemy w ciąży za dwóch (i tu szczególnie muszą uważać dziewczyny, które mają tendencję do tycia - te na wiecznej diecie), nie traktujemy ciąży jako wymówki do zaprzestania aktywności fizycznej (oczywiście jeżeli zdrowie pozwoli) i co najważniejsze - nie słuchajmy opowieści - ,,ja, jak karmiłam to schudłam 20 kg" - zero prawdy - chyba, że jednocześnie żyła na wodzie i suchym chlebie. I teraz mity na temat wyglądu naszego ciała - dziewczyny nie oszukujmy się, jak rodzi się dziecko w wieku 20-paru lat - to prawdopodobieństwo - że nasze ciało będzie wyglądać jak przed ciążą - wynosi 90%, ale z wiekiem ten procent maleje. (ojej, chyba przeraziłam wszystkie przyszłe mamy) - Ale co to za cena - za słodką laurkę na dzień matki ze stosem błędów ortograficznych - koham cie mamo - (oczywiście wszystkie literki w lustrzanym odbiciu).
Dobra, a co z brakiem czasu dla siebie - kolejny mit - wg mnie, ktoś kto tak mówi - to wybierz jedno - albo wszystkie:
1. jest źle zorganizowany
2. wziął na swoje barki od początku całe wychowanie dzieci - a potem tłumaczy, że bez niej dziecko nie uśnie, nie zje itp - a w ogóle kiedykolwiek chciałaś, żeby kto inny to zrobił? I nie mam tu na myśli po roku, kiedy już całkiem jesteś wymęczona - tylko od początku - dziecko ma dwoje rodziców - i jak od początku nie wciągniemy partnerów do wspólnej opieki - to im dalej będzie trudniej. (oczywiście nie dotyczy to samotnych matek - dla nich pełen szacunek - są takie, które też potrafią sobie zorganizować życie, żeby nie było pt. żyję tylko dla dziecka)
3. po prostu nie chce się gdziekolwiek wychodzić - i po prostu szukamy wymówki.
Nie jestem idealną matką, nie mam figury modelki - (ale przed dziećmi też jej nie miałam) ale myślę, że moje dzieci, przez to, że dwa razy w tygodniu biegnę na fitness (od początku ich życia) - nie są bardziej ubogie w moją miłość. Doskonale wtedy radzą sobie w domu z tatą. Teraz kiedy podrosły, nawet same z sobą. Nie czuję, żebym ich zaniedbywała, a one nie wiszą mi przy nodze jak wychodzę, traktują to jako zwykły element planu dnia. I tyle! Jak zawsze sobie mówię, nie ma rzeczy niemożliwych, jest tylko nasze własne ograniczenie.
Dobra, a co z brakiem czasu dla siebie - kolejny mit - wg mnie, ktoś kto tak mówi - to wybierz jedno - albo wszystkie:
1. jest źle zorganizowany
2. wziął na swoje barki od początku całe wychowanie dzieci - a potem tłumaczy, że bez niej dziecko nie uśnie, nie zje itp - a w ogóle kiedykolwiek chciałaś, żeby kto inny to zrobił? I nie mam tu na myśli po roku, kiedy już całkiem jesteś wymęczona - tylko od początku - dziecko ma dwoje rodziców - i jak od początku nie wciągniemy partnerów do wspólnej opieki - to im dalej będzie trudniej. (oczywiście nie dotyczy to samotnych matek - dla nich pełen szacunek - są takie, które też potrafią sobie zorganizować życie, żeby nie było pt. żyję tylko dla dziecka)
3. po prostu nie chce się gdziekolwiek wychodzić - i po prostu szukamy wymówki.
Nie jestem idealną matką, nie mam figury modelki - (ale przed dziećmi też jej nie miałam) ale myślę, że moje dzieci, przez to, że dwa razy w tygodniu biegnę na fitness (od początku ich życia) - nie są bardziej ubogie w moją miłość. Doskonale wtedy radzą sobie w domu z tatą. Teraz kiedy podrosły, nawet same z sobą. Nie czuję, żebym ich zaniedbywała, a one nie wiszą mi przy nodze jak wychodzę, traktują to jako zwykły element planu dnia. I tyle! Jak zawsze sobie mówię, nie ma rzeczy niemożliwych, jest tylko nasze własne ograniczenie.
czwartek, 31 lipca 2014
brak motywacji, brak wsparcia....
...ogólnie jestem na NIE. Tak, dzisiaj mam złe nastawienie do świata. Minął kolejny miesiąc i powinno być podsumowanie, ale w sumie nie ma czego. Ale zacznijmy od początku.
punkt 1.
Ja wiem, że jak kogoś się nie lubi, to nawet jak nam się wydaje, że staramy się być uprzejmi, to jesteśmy, ale z boku to wygląda inaczej. Parę razy mi się to zdarzyło, i rozumiem każdego kto tak ma. A taka właśnie wg mnie jest chemia, a raczej jej brak między mną a Panną X. Od początku nie było różowo, ale wczoraj już mimo, że jestem już dużą dziewczyną, i teoretycznie mam takie rzeczy w dupie, jakoś mi było trochę nie miło. Jeden żart - złośliwa (aczkolwiek, nie niekulturalna) odpowiedź, drugie pytanie - tak samo. Wiem, że nie ze wszystkimi będziemy przyjaciółmi, i nigdy mi na tym nie zależało, ale... (tu się odezwała moja wrażliwsza część). A z drugiej strony - chyba nigdy na niczym mi tak nie zależało jak na tym, aby przezwyciężyć swoje słabości - i mimo wielu ograniczeń opanować podstawy i dumnie przystąpić do egzaminu. Dla siebie samej. (takie zdanie motywujące, ale dzisiaj nie działa). I jak już będzie ta motywacja na mnie działać - będę miała znowu takie złośliwości w dupie. Żeby nie było ciętą ripostę lubię - ale granicą pomiędzy nią a złośliwością jest bardzo cienka, i łatwo ją przekroczyć. (Zdarza mi się czasem, więc wiem o czym mówię). I tyle w tym temacie. Jutro już będzie lepiej.
punkt 2
...brak wsparcia . Kiedy w tym miesiącu w końcu udało mi się cokolwiek, uradowana, zmęczona, posiniaczona wracam do domu, opowiadam i widzę ten wzrok pełen litości - typu - i z czego się cieszysz, że Ci się wygibasów na stare lata zachciało - to mi się odechciewa wszystkiego. Ale znowu jest druga strona, która mówi - ja wam jeszcze pokażę!
Moja przyjaciółka, która przeszła już wszystkie moje fascynacje sportowe - od rzutu oszczepem w liceum, przez wszystkie możliwe aerobiki, zumby, baseny - też uważa, że albo mi z latami poprzestawiało w główce, albo i to najbardziej prawdopodobne - przechodzę kryzys wieku średniego hehehheh.
punkt 3
podsumowanie - to już 5 miesiąc minął, dziewczyny przygotowują się do egzaminu, wymiatają na rurkach - jakby się przy nich urodziły - a siniaki tylko dodają im uroku - za to ja osiniaczona - jakbym trenował boks tajski( - tylko w tym wypadku przeciwnik to rura - i ciągle wynik 0:1 dla rury) próbuję zrobić tego cholernego ancle hooka - i uwaga......już wiszę, już się puszczam - nagle przed twarzą widzę materac - kurcze więc nawet jak mi się chociaż przez chwilę udaje - to i tak brak efektu i możliwości dopracowania, badź przejścia w inną figurę, bo już nosem ocieram o podłogę. Na szczęście mój nadgarstek mniej boli, co pozwala mi w ogóle utrzymać się.
Aby do przodu....jutro będzie lepszy dzień.
punkt 1.
Ja wiem, że jak kogoś się nie lubi, to nawet jak nam się wydaje, że staramy się być uprzejmi, to jesteśmy, ale z boku to wygląda inaczej. Parę razy mi się to zdarzyło, i rozumiem każdego kto tak ma. A taka właśnie wg mnie jest chemia, a raczej jej brak między mną a Panną X. Od początku nie było różowo, ale wczoraj już mimo, że jestem już dużą dziewczyną, i teoretycznie mam takie rzeczy w dupie, jakoś mi było trochę nie miło. Jeden żart - złośliwa (aczkolwiek, nie niekulturalna) odpowiedź, drugie pytanie - tak samo. Wiem, że nie ze wszystkimi będziemy przyjaciółmi, i nigdy mi na tym nie zależało, ale... (tu się odezwała moja wrażliwsza część). A z drugiej strony - chyba nigdy na niczym mi tak nie zależało jak na tym, aby przezwyciężyć swoje słabości - i mimo wielu ograniczeń opanować podstawy i dumnie przystąpić do egzaminu. Dla siebie samej. (takie zdanie motywujące, ale dzisiaj nie działa). I jak już będzie ta motywacja na mnie działać - będę miała znowu takie złośliwości w dupie. Żeby nie było ciętą ripostę lubię - ale granicą pomiędzy nią a złośliwością jest bardzo cienka, i łatwo ją przekroczyć. (Zdarza mi się czasem, więc wiem o czym mówię). I tyle w tym temacie. Jutro już będzie lepiej.
punkt 2
...brak wsparcia . Kiedy w tym miesiącu w końcu udało mi się cokolwiek, uradowana, zmęczona, posiniaczona wracam do domu, opowiadam i widzę ten wzrok pełen litości - typu - i z czego się cieszysz, że Ci się wygibasów na stare lata zachciało - to mi się odechciewa wszystkiego. Ale znowu jest druga strona, która mówi - ja wam jeszcze pokażę!
Moja przyjaciółka, która przeszła już wszystkie moje fascynacje sportowe - od rzutu oszczepem w liceum, przez wszystkie możliwe aerobiki, zumby, baseny - też uważa, że albo mi z latami poprzestawiało w główce, albo i to najbardziej prawdopodobne - przechodzę kryzys wieku średniego hehehheh.
punkt 3
podsumowanie - to już 5 miesiąc minął, dziewczyny przygotowują się do egzaminu, wymiatają na rurkach - jakby się przy nich urodziły - a siniaki tylko dodają im uroku - za to ja osiniaczona - jakbym trenował boks tajski( - tylko w tym wypadku przeciwnik to rura - i ciągle wynik 0:1 dla rury) próbuję zrobić tego cholernego ancle hooka - i uwaga......już wiszę, już się puszczam - nagle przed twarzą widzę materac - kurcze więc nawet jak mi się chociaż przez chwilę udaje - to i tak brak efektu i możliwości dopracowania, badź przejścia w inną figurę, bo już nosem ocieram o podłogę. Na szczęście mój nadgarstek mniej boli, co pozwala mi w ogóle utrzymać się.
Aby do przodu....jutro będzie lepszy dzień.
czwartek, 24 lipca 2014
Najlepszy Przekaz W Mieście - Zawsze do celu -
Wczoraj wsłuchałam się w słowa - to jest teraz moje motto - i kiedyś jak będę gotowa do egzaminu - to będzie mój podkład muzyczny ;-)
3 sekundy!!!!
Tyle udało mi się utrzymać w ancle hook zanim z pisssskiem ocierającego się ciała o rurę zjechałam głową w materac. Ale już nie jest to figura a'la koala tylko w końcu puszczam się!!! ( znaczy puszczam rączki- wszyscy co pomyśleli o czymś innym - nu nu). Reszta figur jakkolwiek by się nie nazywała - zwyczajnie mi nie wychodzi - czyli standard. Dziewczyny przygotowują się do pierwszego egzaminu, a ja do przejścia grupę niżej, tylko czy faktycznie ta grupa jest mnie zaawansowana? Może w stosunku do moich współtowarzyszek tak - do mnie??? nie sądzę! Ale co tam, zawsze jestem jeden krok przed tymi, co siedzą...
A zapomniałam wspomnieć o ,,wsparciu" mojego mężczyzny - kiedy z radością opowiadam, że mi się coś udało - z politowaniem w oczach pyta - ale po co się tak upierasz? Kurcze, właśnie po to, żeby sobie udowodnić, że nie wiek jest ważny - ale siła woli, chęci i ....eh, nie będę już wrzucać górnolotnych myśli - po prostu - CHCĘ I JUŻ!!!!
A zapomniałam wspomnieć o ,,wsparciu" mojego mężczyzny - kiedy z radością opowiadam, że mi się coś udało - z politowaniem w oczach pyta - ale po co się tak upierasz? Kurcze, właśnie po to, żeby sobie udowodnić, że nie wiek jest ważny - ale siła woli, chęci i ....eh, nie będę już wrzucać górnolotnych myśli - po prostu - CHCĘ I JUŻ!!!!
wtorek, 22 lipca 2014
tak gorąco, że......
....nawet z mojej mega krótkiej grzywki leciał pot (bo przecież, że po tyłku to oczywiste). Ale dało się zrobić parę figur. Nie mi oczywiście, tylko tym bardziej zdolnym dziewczynom, ja jak zawsze gdy są figury invert (czyli do góry nogami) z uporem maniaka, próbowałam zawisnąć na rurze. I co już wisiałam w chwycie a'la koala, zanim przełożyłam nogi, zrobiłam hak kolanem i wyciągnęłam przyciśnięte dłonie spod ud - już byłam głową na ziemi...cholera, no przecież w końcu musi to się udać ...chyba..... Po paru moich próbach, Angelina Balerina podpowiedziała (w oczach widziałam politowanie pomieszane ze współczuciem może na odwrót ;-)), żebym zrobiła figurę z ziemi. I się udała!!!!! Tylko, że już nie wyglądała tak super, bo wsiałam prawie przy ziemi. Tak się rozochociłam, że pobiegłam po aparat i...i na tym skończyły się moje wygibasy. O matko, po prostu zaczęłam się tak ślizgać, że nic kompletnie nie wyszło. Z upragnieniem czekałam na rozciąganie, pompki itp. Bo zwyczajnie przy upale 33 stopni nie miałam siły podnieść już więcej razy mojego proporcjonalnie grubiutkiego ciałka. Ręce powiedziały DOŚĆ!
czwartek, 17 lipca 2014
i znowu ten ręcznik tyle waży....
Kurcze, te ręczniki są takie ciężkie ;-) (to tak a'propo mojej aktualnej wagi). Więc piątek zaczyna się w średnim humorze, ale przecież nikt na siłę nie wpychał mi tych parę słodyczy do buzi. Jak mam być zła, to tylko na samą siebie. I jestem zła......
A co do rurek w środę już było dużo lepiej, a to dlatego, że dużo rzeczy robiłyśmy na nogi, i nie inverty (czyli do góry nogami) więc jakoś szło. W sierpniu zmieniam grupę na tą, która zaczęła miesiąc później, więc przez chwilę będę na tym samym poziomie. Bo w mojej już widzę tylko ich plecy...Wiem, nie ma co patrzeć na innych, ale irytujące jest to, że robimy jedną figurę, która jest bazą dla kolejnych, bo w tym momencie padam - na basicach.
Oto moje pierwsze zdjęcie nadające się do publikacji:
A co do rurek w środę już było dużo lepiej, a to dlatego, że dużo rzeczy robiłyśmy na nogi, i nie inverty (czyli do góry nogami) więc jakoś szło. W sierpniu zmieniam grupę na tą, która zaczęła miesiąc później, więc przez chwilę będę na tym samym poziomie. Bo w mojej już widzę tylko ich plecy...Wiem, nie ma co patrzeć na innych, ale irytujące jest to, że robimy jedną figurę, która jest bazą dla kolejnych, bo w tym momencie padam - na basicach.
Oto moje pierwsze zdjęcie nadające się do publikacji:
Subskrybuj:
Posty (Atom)